poniedziałek, 16 grudnia 2013

Władysław Broniewski - Kalambury

Tadeusz Cieślewski syn, Kompozycja, 1929, drzeworyt, 9,4 x 7,5 cm


Pękło serce upału
za Wolą i za Ochotą,
rudą krwią obrzygało
Miedzianą, Żelazną i Złotą.

Zapatrzony i niewidomy,
we krwi, we krwi odnalazłem
obłoki, dymy i domy -
złote, miedziane, żelazne,

w czarnym wieczornym dymie
ulic kamienny krwotok
i obłoki ciężkie olbrzymie,
przeraźliwe krwawą martwotą!

"Nie ma ochoty i woli -
myślałem - serce pękło..."
I powoli szedłem, powoli
rudym wieczorem, Piękną...








Władysław Broniewski - Powrót do wierszy

Rafał Bujnowski (?), Portret Broniewskiego, 2005


Piękny jest tętent wiersza,
którym cwałujesz tutaj,
chwilo, godzino złowieszcza
wieczności mojej zatrutej.

Stromy lot wyobraźni.
Przepaść. I myśl na zrębie.
Puls uderza wyraźniej,
oczy sięgają głębiej.

Cisza i noc. Daleko
zwie nieskończoność pusta.
Drogi gwiaździstej mleko
chłodne sączy się w usta.

Lecieć? Pieśni człowieczej
trzeba krwi i powietrza...
Gorzki jest smak tej cieczy.
Głuchy jest tętent wiersza.

Władysław Broniewski - Bezsenność

Jacek Sempoliński, Studium przestrzeni fioletowej, 1970

Nie śpię, spać ci nie daję, palę papierosy;
na stole: budzik, chleb, dwie żółte chryzantemy,
listopadowy wiatr za szybami krzyczy wniebogłosy,
ja jestem niemy,
tylko na kształt krzywego drewna
wykrzywiam się na ten wszechświat...
Śpij, moja dobra, rzewna,
ja nie śpię.
Jeśli chcesz, to mi odbierz papierosy,
albo rękę połóż na włosy,
do snu się każ ukołysać,
naucz, jak wiersze pisać.

Władysław Broniewski - *** [Budzę się nazbyt rano...]

Władysław Broniewski z psem, fot. za Raster.art.pl


Budzę się nazbyt rano,
mylę pory,
księżycowi mówię dobranoc,
jestem chory,
jestem chory na ciężką chorobę
(już bez pijaństwa),
nie wiem, co robię,
a myśl bezpańska,
ale kiedy popatrzę
w noc ciemną,
myślę: zawsze
poezja ze mną.

Kazimierz Wierzyński - Dusza nam się, jak okno, na zimę zamyka

Jan Stanisławski, Barbakan, 1903, 57 x 40 cm


Dusza nam się, jak okno, na zimę zamyka
I dzień się pośród godzin obraca samotny,
Jak pośród pól ostatnie serce słonecznika
Pod osowiałą nudą beznadziei słotnej.

Skrzypią obdarte drzewa, dudnią, dudnią rynny,
A w nas codzień ukradkiem jakiś sen skrzydlaty
Wypatruje na dworze bieli dobroczynnej,
Co nam serce, jak szyby, pomaluje w kwiaty.