A zimne, świeże mleko, jak lody wanilią.
Kiedy się, mrużąc oczy, orzeszynę trzęsie,
Po gałęziach w olśnieniu pędzi liści milion.
Żywiołem zachłyśnięty, zziajany w rozpędzie,
Ileś pokrzyw posiekał, ile traw statował!
A kijem obtłukując szyszki i żołędzie
Ileżeś mil po drzewach małpio przecwałował!
I wszystko to w ognistej pamięci dziś błyska.
Ciska się małe, szybkie, gorąco, daleko...
I szczęście pachnie kawą. I chłoniesz je z bliska.
A chłód w pokoju sączy waniliowe mleko
Kolejny z cyklu wakacyjno-letniego. Wiersz pochodzi z Rzeczy Czarnoleskiej.
OdpowiedzUsuńJa pozwalam sobie go deydykować Karmie, bo choć Karma, ani z lasem, ani z wakacjami mi się nie kojarzy, ale kiedy latem palą tam kawę i gorące powietrze przesycone jest zapachem kawy palonej, to tylko ten wiersz mi w głowie dźwięczy
OdpowiedzUsuńKolejny z cyklu wakacyjno-letniego. Wiersz pochodzi z Rzeczy Czarnoleskiej.
Ja pozwalam sobie go deydykować Karmie, bo choć Karma, ani z lasem, ani z wakacjami mi się nie kojarzy, ale kiedy latem palą tam kawę i gorące powietrze przesycone jest zapachem kawy palonej, to tylko ten wiersz mi w głowie dźwięczy
Odpowiedz