I
Noc. Siedzę przy kieliszku. Już mnie prawie nie ma,
Lecz jeszcze czuję bicie podskórne zegaru,
Który znaczy ziarnkami krwi bieżące fale.
Zgrzyta zwolna sprężyna, rdza pierwsza osiada,
I myślę o młodości, która zwolna mija,
Która może minęła już, choć o tym nie wiem.
I resztki świadomości chcąc z siebie wydobyć,
Patrzę na szyby okien bielmem powleczone…
Oddałem życie moje tym, co za mnie żyją,
Wiem, oni mnie dopełniają, oni mnie pomnożą.
II
![]() |
Roman Kramsztyk, Portret Józefa Reinfelda (to ten pierwszy), ok. 1930 |
Jeden teraz w Paryżu w ubogiej dzielnicy
Śpi w lodowatej izbie szarego hotelu.
Budzi się, znów zasypia, rzuca czarną głową:
Śni mu się węgiel łamki i nagość modelu,
Którą jeszcze przed chwilą szkicował z pamięci
W mdłem i wysokim świetle wysokiej żarówki.
Płonie cały tą męką, która we mnie zgasła,
Pali się, płacze czasem, przez sen matki wzywa
Mnie nigdy. To ten będzie, który wszystko stworzy,
Czego ja w formę zakląć oporną n i e m o g ł e m.
III
Drugi tutaj. Kamiennym śpi snem od dwóch godzin,
Spracowany i brudny. Ręce ma w odciskach,
I snu jego nie przerwie nic. Żaden niepokój.
Drży tylko lekko, bowiem, chociaż podświadomie,
Myśli o pewnej dziewczynie,
Która mieszka przez drogę. Jutro trza wstać rano,
Jeszcze nocą i mrozem, gdy się świat powleka
I ciężka na zaspanych jest oczach powieka.
To ten jest, który za mnie to wszystko odrobi,
Czego mnie leniwemu, zrobić się n i e c h c i a ł o.
IV
Trzeci. Ten jest najmłodszy. Jest jeszcze niewinny,
W białej długiej koszuli śpi między innymi
W wielkiej, wspólnej sypialni. Jemu nic się nie śni,
A zasypiając myślał o wierszach i słowach,
O szablach i o koniach i o sercach wiernych,
Gotowych do rozprawy, i o biednych ludziach,
I o ludziach w ogóle, którzy mu się zdają
Szarą zgrają i których on naprawdę kocha.
To ten jest, który kiedyś będzie walczył o to,
O co ja, tchórz, skrzyżować mej broni n i e ś m i a ł e m.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz