sobota, 25 września 2010

Adam Mickiewicz - Lis i kozioł

Już był w ogródku, już witał się z gąską;
Kiedy skok robiąc wpadł w beczkę wkopaną,
Gdzie wodę zbierano;
Ani pomyślić o wyskoczeniu.
Chociaż wody nie było i nawet nie grząsko:
Studnia na półczwarta łokcia,
Za wysokie progi
Na lisie nogi;
Zrąb tak gładki, że nigdzie nie wścibić paznokcia.
Postaw sięż teraz w tego lisa położeniu!
Inny zwierz pewno załamałby łapy
I bił się w chrapy,
Wołając gromu, ażeby go dobił:
Nasz lis takich głupstw nie robił;
Wie, że rozpaczać jest to zło przydawać do zła.
Zawsze maca wkoło zębem,
A patrzy w górę; jakoż wkrótce ujrzał kozła,
Stojącego tuż nad zrębem
I patrzącego z ciekawością w studnię.
Lis wnet spuścił pysk na dno, udając, że pije;
Cmoka mocno, głośno chłepce
I tak sam do siebie szepce:
"Oto mi woda, takiej nie piłem, jak żyję!
Smak lodu, a czysta cudnie.
Chce ini się całemu spłukać,
Ale mi ją szkoda zbrukać,
Szkoda!
Bo co też to za woda!"
Kozioł, który tam właśnie przyszedł wody szukać:
"Ej! - krzyknął z góry - Ej, ty ryży kudła,
Wara od źródła!"
I hop w dół. Lis mu na kark, a z karku na rogi,
A z rogów na zrąb i w nogi,

wtorek, 21 września 2010

Michał Kaczyński - jej włosy pachniały chlorem

gdy ostatnio ją spotkałem
wracała z basenu
jej włosy pachniały chlorem
mógłbym w nich utonąć

99.02.25. warszawa

poniedziałek, 20 września 2010

Władysław Broniewski - Bratek [z cyklu Anka]

Wilhelm Sasnal, Bratki - mural w Muzeum Powstania
Przyniosłem bratek z grobu Anki,
stoi przede mną,
i znowu będą chmurne poranki,
w południe ciemno.

Chciałem powiedzieć pani doktor,
że tak mi lepiej,
a ona mnie, żeby zamknąć okno,
będzie cieplej.

A czy tam ciepło w tej jesionowej
wąskiej trumnie?
Chory. W lecznicy. I znów na nowo.
Chciałbym umrzeć.

Złamię termometr, wyleję leki,
precz z medycyną, daleko.
Ale ten bratek, bliski i daleki,
spojrzę - i lekko.

Anka, pożyję, dopóki będę
ten bratek biały
oplatał w miłość, śmierć i legendę,
w tym jestem cały.

2 XI 1961 

wtorek, 14 września 2010

Marcin Świetlicki - Pobojowisko

Leży przy moim boku udaje że śpi czy coś ładnego zostanie z tych zniszczeń?
już zabiliśmy wszystko jasne ćmy szyb dotykają z obu stron
tym czasem cicho sto razy zaznaczała że mnie nie chce
wypróbowałem jednak wszystkie męskie sposoby
jest
jest przy moim boku na cudzym tapczanie
przegrała zwyciężyła
zwyciężyłem przegrałem
leży
ubrany usiadłem daleko siedzę i palę papierosa patrzę przewrócone
stłuczone dwie szklanki z herbatą popielniczka a w niej dwa długie niedopałki
kiedy otworzy oczy ja otworzę ogień!!!!

niedziela, 12 września 2010

Julian Tuwim - Syna poetowego narodziny

 Perkun - Zofia Stryjeńska, 

Prą! Dębowe wrota wywalili,
Wysadzili z zawiasów zawory,
Rozśpiewali się, roztańczyli,
Ni to larwy, ni zapustne zmory,
Umaili kwiatami kędziory,
Aj, pili snadź! dużo pili!

Dmą w piszczałki, tną w grube bastele,
Sowizdrzały, łokietki, poczwary,
Chochlik, Świstak i Boruta stary, 
Pan Twardowski i wiedźma na mietle,
Żydy, pany, mieszczany i chłopy,
Kuse fraki i szerokie popy!

A na przedzie kompanii ochoczej
Marchołt gruby a sprośny się toczy,
Podryguje, opasły, a sapie,
Z tłustej brody małmazja mu kapie,
Kwiczy, bestia, tańcząc, wywijając,
Dylu dylu na badylu grając!

A witajcież mi, goście mili!
A bywajcie mi, śmieszki-wesołki!
Hej, pachołki, w rząd ustawić stołki,
Będziem jedli, będziem miody pili,
A witacieże mi, goście mili!
Racz do izby, kochany Marchołcie!

Chrzciny u mnie! Chłopak – niech go katy,
Tłuścioch pulchny, czerwony, pyzaty,
Patrzcie – leży: ślipska wybałuszył,
A nadąsał się czegoś, napuszył,
Mam ja tęgi frasunek z mołojcem!
Hej Marchołcie, bądź mu chrzestnym ojcem!

Śmiał się głośno, kiedy się narodził,
A na czole maił wieniec różany;
Mleka nie chce – wina piłby dzbany!
Ksiądz dobrodziej oglądać go chodził,
Mówił, że się Antychryst narodził:
Na świat przyszedł – pomyślcie – pijany! 

Ksiądz nie ochrzcił – wy mi go ochrzcijcie!
Toć sto pociech będziem mieli z synem!
A za zdrowie jego mocno pijcie,
A pokropcie go święconym winem,
A wykąpcie go w miodnej kąpieli!
Herasz diabłu i świętoszkom w Rzymie!
Hulaj dusza! Niech świat się weseli!
Dionizy będzie mu na imię!




środa, 8 września 2010

Miron Białoszewski - Niedopisanie

przyjdź
             pismo
                       nosem
                       seksem
                       trafem
                       cudem
                       musem
                       ciurkiem
                       zezem
                       siupem
                       boczkiem
                       truchtem
byleś
         pis-ło

wtorek, 7 września 2010

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Obraz cnoty

                                            Zuzanna Janin, Widziałam swoją śmierć, 2003
Oto macie ideał człowieka,
podług waszych pojęć moi drodzy.
Uśmiechnięty. Nie klnie. Nie narzeka.
I nikomu nie stoi już w drodze.

Samolubstwa w nim nie odnajdziecie,
które z bólem stwierdzacie u bliźnich.
Piędzi miejsca nie zajmie wam w świecie.
Jeszcze ziemię wam sobą użyźni.

Żony wasze już go nie nęcą.
Wół ni osioł, ani żadna z rzeczy…
Obojętny. Uroczysty nieco.
I niczyim już głupstwom nie przeczy.

Co miał – rozdał, z wolą czy bez woli.
Nawet zrzekł się swej powietrza części.
Niech więc wieniec uznania okoli,
ten ideał bez krwi i bez pięści.

Bez pragnienia, bez buntu, bez siły,
bez pokory, namiętności, pychy!
- Cnót obrazie, moralistom miły,
nie zwycięzco, a ustępco cichy!

Takim chciałabyś widzieć każdego,
czujna Cnoto, dewotko zgorszona!
Bez zarzutu, dalekim od złego,
i pachnącym jak świeca zgaszona.

Złóż błogiemu dygi i pokłony
i oddreptaj, pokrzepiona skrycie,
pełna wzgardy dla nieuciszonych,
płomienistych, niebezpiecznych życiem!

Grzechy ludzkie, żywe, gorączkowe,
pochwalone bądźcie tym wierszem!
Żyjcie myślą, uczynkiem i słowem,
od krwi tęższe i od serca szersze.

niedziela, 5 września 2010

Andrzej Bieły - Słowo

Słowo
W dźwięcznym oddechów
Żarze –
Dźwięczno-płomienny ślad:

W Ducha się przepoczwarza
Wysłany z krtani świat.

W wydechach –
Niepojęte
Dusze urwanych słów:

Krzepną nam kontynenty
Pod podeszwami stóp.

Włada świata
Budową
Słów niezgłębiony śpiew.

I mówi z głębin słowo
Jak Gorejący Krzew.

Lecz ja do słownych
Rajów,
Widnych przez chmury strzęp,
Mam – sobą nie spalając –
Wiecznie wzbroniony wstęp.

Grudzień 1917, Diodowo
                                               tłumaczył: Stanisław Barańczak

sobota, 4 września 2010

Jan Riesenkampf - erotyk

                                                   Władysław Jahl, Cztery lokomotywy, 1931
a czy

a tak a wiesz ze
a słuchaj
och wiesz żebyś to wiedział

czy już zapytać jak się nazywa czy jeszcze czy

wpierw na zegarek

tak ten sam



względny harmider
względna cisza



czy wierzysz w Boga?

przejechał pociąg i następny. Po trzecim odrzekł: oczywiście.

Jan Riesenkampf - *** [teraz w cenie jest na razie]

                      Marcin Maciejowski, portret Jana Riesenkampfa (okładka do tomiku jan.riesenkamf.com, Lampa 2002)
teraz w cenie jest na razie
stanięcie na progu tak ani
jeszcze ani już

że pewnie przed i po a wszystko to
 pomiędzy

kondycja ludzka ludzie kondycja kondycja
mawiał pan od wuefu

czwartek, 2 września 2010

Bolesław Leśmian - *** [Gdy śródlistne trzepoty gilów i jemiołuch]

Gdy śródlistne trzepoty gilów i jemiołuch
Zmącą ciszy cmentarnej ustrój niezawisły-
Cień z trudem z zaniedbanej wychodzi mogiły,
Cały w rdzach i liszajach-podziemny kocmołuch.

Słońce, grzejąc zmarłego, roztrwania po trawie
Złote krzty-złote supły i złote podłużki,
A on zmysłem nicości wyczuwa jaskrawie,
Jak śmierć w słońcu-w kształt nikłej maleje śmiertuszki...

Niezbyt pewny swej jawy i ufny snom niezbyt-
Spogląda oczodołów próżnicą wierutną
W obłoków napuszyście wybujały Bezbyt,
Poza którym nic nie ma, prócz tego, że smutno...

Lecz on smutek w pośmiertnej przekroczył podróży,
Pierś wzbogacił weselem nowego żywota,
A gdy mu nieśmiertelność zbyt modro się dłuży-
Tka snowi wieczystemu wezgłowie ze złota!...

Zazdroszczę mu bo duszę do trosk ma niezdolną,
Nie wie, co to jest-nędza i żal i pustkowie,
Poznał przepych tajemnic! Niech wszystko opowie,
Bo już czas! Bo już dłużej przemilczeć nie wolno!

Lecz w chwili, gdy chcę zwiewne zadać mu pytania,
O słonecznych utrudach, o gwiezdnych mozołach,
Widzę nagle, jak blednąc męczeńsko się słania
Ten zagrobowych ran pleśnią pokryty biedołach!...

W gęstwinie-cieniścieje bezludzie i lśni tam
Zejście nieba na ziemię do drzew na uboczu-
A ja patrzę w mrok jego spustoszałych oczu
I nie pytam już o nic... Już o nic nie pytam