Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jesienin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jesienin. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 grudnia 2012

Sergiusz Jesienin - Śnieżysta równina

Archip Kuindżi, Zima

Śnieżysta równina, biały krąg księżyca,
Całunem przykryta nasza okolica,
I zawodzą w lasach brzozy w bieli całe.
Kto zginął tu? Umarł? Nie ja sam skonałem?

wtorek, 2 października 2012

Władysław Broniewski - Nocny gość

Jurry Zieliński, Iam
  

                                                                                 Pamięci Sergiusza Jesienina

Dlaczego pukasz do okien
nocą, gdy spać nie mogę?
Dlaczego ciężkim, powolnym krokiem
budzisz skrzypiącą podłogę?
A potem stajesz koło mnie,
a potem siadasz przy mnie -
oczy masz białe, ślepe i ogromne,
ręce masz zimne.
Pokazujesz mi plamę wilgotną,
ten ciemny ślad na koszuli,
i każesz mi ręką dotknąć,
i każesz do ust przytulić...
I znowu, i znowu, i znowu
stąpasz przez puste mieszkanie,
szalone, czerwone słowa
krwią wypisujesz na ścianie.
Ach, w oczach mi coraz ciemniej,
ach, coraz boleśniej w piersi -
odejdź, odejdź ode mnie,
nie pisz na ścianie tych wierszy!
Ja je znam, ja je dobrze pamiętam,
jak dziecię umarłe, pieszczę
wiersze okrutne, wiersze przeklęte,
słowa trumienne, złowieszcze.
Nie umiałeś ich zgubić, zapomnieć,
poszukać jaśniejszych, milszych -
a teraz nocą przychodzisz do mnie
i patrzysz na mnie, i milczysz...
A kiedy odejdziesz nad ranem,
oczy bezsenne będą bardzo boleć,
wtedy zobaczę zdjęty sznur od firanek
i otwartą brzytwę na stole.


niedziela, 23 września 2012

Sergiusz Jesienin - Odpowiedź

Eugeniusz Zak, Syn marnotrawny, 1913



Staruszko miła,
Czuję twoją troskę
I miłość twoją,
I twą pamięć tkliwą.
Lecz nie rozumiesz,
Kochana ni troszkę,
Co robię
I co przejmuje mnie żywo.

Dziś u was zima.
W noc pełną księżyca
Wiem - i ty myślisz,
Mateńko samotna,
Że ktoś czeremchę
Jakby rozkołysał
I osypuje
Śniegiem koło okna.

Jak usnąć
W taką zawieruchę miła?!
Rura żałobną
Huczy kanonadą.
Chcesz kłaść się do snu -
Pościel się zmieniła
W wąziutką trumnę
I - ciebie w grób kładą.

Jak tysiąc diaczków
Przez nos śpiewających
Drań-wicher ostro
I płaczliwie dmucha.
Śnieg jak kopiejki
Układa się lśniący.
I nie ma żony za grobem
Ni druha.

Najbardziej lubię wiosnę.
Kiedy fale
Niepowstrzymanym
Naprzód rwą potokiem,
Gdy każda szczapa
Ma przed sobą dale
Jak okręt -
Ludzkim nieobjęte okiem.

Lecz wiosnę,
Którą kocham najgoręcej,
Ja rewolucją wielką
Nazywam!
O nią się martwię
I dla niej się dręczę,
Jej tylko czekam,
Ją jedną przyzywam.

Lecz tego draństwa -
Tej zimnej planety -
I Słońce-Lenin
Nie wzruszy tymczasem!
Oto dlaczego
Z mą duszą poety
Piję i hulam,
Gorszę ludzi czasem.

Lecz przyjdzie pora,
Ukochana mamo,
Nadejdzie chwila
I przeminą burze!
Zawsze gotowi,
Tkwimy nie na darmo:
Jeden - przy dziale,
A drugi - przy piórze.

Nie myśl o rublach!
To troska jałowa.
Że też los podły
Odmienił cię, mamo!
Jam nie jest osioł
Ani koń czy krowa,
Żeby ze stójla
Mnie wyprowadzano.

Gdy czas nadejdzie,
By ruszyć po globie,
To sam wyruszę
Beztrosko, pogodnie.
Wracając kupię
Ciepłą chustkę tobie,
A ojcu właśnie
Nowiuteńkie spodnie.

Lecz zamieć dmie,
Jak tysiąc śpiewających
Diaczków, drań-wicher
Tak płaczliwie dmucha.
Śnieg jak kopiejki
Układa się lśniący.
I nie ma żony za grobem
Ni druha.

Tyfilis, Jesień 1924

[tłum. Lepold Lewin]

Henryk Rodakowski, Portret matki, 1853

Sergiusz Jesienin - List od matki [tłum. Leopold Lewin]

Aleksander Rodczenko, Portet matki, 1924


 O czym tu pisać
Na ziemskim padole?
Co tu przemyśleć
Jeszcze do ostatka?
Przede mną leży
Na posępnym stole
List, który do mnie
Napisała matka.

Pisze mi: „Przyjedź
Do nas na ostatki,
Przyjedź, mój drogi,
Jeśli tylko możesz.
Dla ojca spodnie,
A chustkę dla matki
Przywieź, bo bieda
I pusto w komorze.

To wielka szkoda,
Żeś zmarnował życie,
Żeś zbratał się
Ze sławą złą i płochą.
Chodziłbyś lepiej
Codziennie o świcie
Od dziecka w pole za sochą.

Jam stara,
Już niepotrzebna nikomu,
Lecz gdybyś z nami
Czas przebywał cały,
Synową
Miałabym nareszcie w domu,
Wnuczka by
Ręce moje piastowały.


Dzieci po świcie rozsiałeś,
Jedyny,
Żonę innemu odstąpiłeś,
Synku, I bez kotwicy,
Przyjaciół, rodziny
Skoczyłeś głową w dół
W odmęty szynku.

Miły, kochany,
Co się z tobą dzieje?
Byłeś tak dobry,
Posłuszny, zgodliwy.
Sąsiedzi naszą sycili nadzieję:
Jaki ten stary
Jesienin szczęśliwy!

Lecz nie spełniło się
Nasze marzenie,
A więc na duszy
Wciąż smutniej, boleśniej.
Twój stary ojciec
Próżne miał życzenie,
Byś więcej brał
Pieniędzy za swe pieśni.

Choć to nieważne,
Bo i tak właściwie
Grosza do domu
Nie poślesz, niestety.
Stąd gorzkie żale,
Choć się już nie dziwię,
Bo wiem:
Pieniądze nie lgną do poety.

To wielka szkoda,
Żeś zmarnował życie,
Żeś zbratał się
Ze sławą złą i płochą.
Chodziłbyś lepiej
Codziennie o świcie
Od dziecka w pole za sochą.

Nic, tylko smutek,
Ni konia, ni żony,
Lecz gdybyś
Nie zbłąkał się na świecie,
Miałabym wszystko,
Ty taki uczony,
Zostałbyś pierwszym
W wiejskim komitecie.

Życie płonęłoby
Niezachmurzone,
Niepotrzebnego
Nie znałbyś zmęczenia.
Ja nauczyłabym
Prząść
Twoją żonę,
A ty byś
Naszą starość opromieniał.
.  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .
Miętoszę list.
Niepokój mąci w głowie.
Czyż nie ma wyjścia?
Myśl próżno się biedzi.

Lecz to, co myślę,
Później wam opowiem.
Opowiem
W mojej odpowiedzi.

Tyfilis – Jesień 1924
tłum. Leopold Lewin

Kuźma Pietrov Wodkin, Portret matki, 1909