Pokazywanie postów oznaczonych etykietą symbolizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą symbolizm. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 lutego 2012

Arthur Rimbaud - Biedni ludzie w kościele

Mela Muter, Kalwaria bretońska, 1906
Wtłoczeni w kąty wilgotne kościoła,
Co dech ich studzi, w ław dębowych cieśni,
K'pozłocie chóru obróciwszy czoła,
Z dwudziestu gardeł zbożne ryczą pieśni.

Zapachy wosku chłonąc jak woń chleba,
Szczęśliwi, korni jak psy pod batogiem,
Ubodzy w Panu, ci wybrańcy nieba
Śmieszne Oremus składają przed Bogiem.

Po sześciu znojnych dniach spocząć na gładkiej
Ławie - dla kobiet jakaż to ponęta,
Tam w dziwny kożuch zakutane matki
Muszą płaczące tulić niemowlęta.

Tam pierś ich brudna! Zup zjadaczki blade
Patrzą tam z prośbą, której nie wypowie
Oko, na chłystków złośliwą gromadę
Z kapeluszami zmiętymi na głowie.

W domu chłód, zimno i mąż pijanica...
To nic... Chwileczkę!... Potem niech je zdepce
Trud... Teraz wokół charkot, poszept, lica
Starych babinek postrojonych w czepce;

Epileptycy, tłum szaleńców wraży,
Których się człowiek w drodze nierad czepi;
Nosem łypiący zaduch brewiarzy,
Przez psy w podwórza wprowadzani ślepi;

Wszyscy, żebraczą ośliniając wiarę,
Ślą nieustanne skargi Jezusowi,
Którego okien malowidła stare
Wskroś pożółciły. Próśb ich nie ułowi:

Śni od wychudłych i opasłych z dala,
Precz od łachmanów i od mięsa woni.
A zaś wybrańsza płynie modłów fala,
Mistyczność w ton się szczególny rozdzwoni,

Gdy silny uśmiech i jedwabne szaty
Z naw się wychylą, w których gaśnie słońce,
Gdy u kropielnic szereg dam bogaty
Całują chorzy w długich palców końce.

tłum. J. Kasprowicz

środa, 24 listopada 2010

Andrzej Bieły - Stacja


Błysk lamp w dworcowym barze.
Kołysząc epoletem
W czcigodnym wieku starzec
Boryka się z kotletem.

Dama u jego boku
Prawi miłe żarciki
I z kokieterią w oku
Macha sakwojażykiem.

A tam: minąwszy tory,
On idzie pochylony.
Migają semafory
Oczkiem kociozielonym.

W piersi jakby wiew mrozu:
Nie ma gdzie iść… Cóż pocznie?...
Wpatrz się w cień parowozu,
Który majaczy mrocznie!

Głodnemu żyć niełatwo,
A nikt go nie przyganie.
Spójrz: stacja w mroku platform
Zapala już latarnie.

Tu z baru – jeden, z drugi –
Wyszli, by przejść się nocą.
Do tych okien z szarugi
Podejdź, niech zadygocą!

Siecz mgłą, deszczowa poro –
Ostrzej, dotkliwej, wilgniej!
Ty, niepewności zmoro,
Nocą do szyb ich przylgnij!

Tor biegnie w noc głęboką
Poprzez krzewów listowie,
Gdzie w dali błysło oko,
Gdzie ciemność i pustkowie.

Droga wolna – wzniósł ramię
Semafor. Gwiazd rubiny
Krzewy tną gałązkami,
Blask się sypie na szyny.

I on ku szynom skoczył,
Przypadł do jasności.
A pociąg się przetoczył
Przez chrzęst miażdżonych kości.

Tam, tam – w tę noc głęboką,
Torami, skroś listowie.
Tam w dali błysło oko,
Tam ciemność i pustkowie.

A tu, w dworcowym barze,
Kołysząc epoletem
W czcigodnym wieku starzec
Boryka się z kotletem.

A tu Ormianin dalej
Z zadowoloną miną
Cygaro z wolna pali,
Syci się grenadyną.

Siecz mgłą, deszczowa poro –
Ostrzej, dotkliwiej, wilgniej!
Ty, niepewności zmoro,
Nocą do szyb ich przylgnij!

1908
Sieriebanyj Kołodieź

                                     Tłum. Józef Waczków

Andrzej Bieły - Na szynach

                                                                Kublickiej-Piottuch

Oto noc ciemną piersią
                                             przylgnęła
Ku zwiędniętych krzaków
                                              rodzinie.
W mroku nocy już utonęła
Telegrafu sieć na równinie.

Zastygła już chłodna i dzika
Kałuż wśród świeżych kolein
I całuje chłód października
Moje palce pośród zawiei.

I młodość i przywiązanie
Minęły, jak sen się rozwiały.
Sam jestem i ciąży jak kamień
Od dawna ta służba bez chwały.

Czy pośród skarg i wyklinań
Spędzę życie zbędne i liche?
Więc oto się kładę na szynach,
Przytaiłem się, milczę, ucichłem.

Zmrużyłem oczy, lecz łzami
Zwilżyły się oczy znużone.
Wtem w twarz moją zrytą
                                               troskami
Semafor wbił igły zielone.

Ujrzałem błysk ledwo widoczny,
Przeciągle gwizdnęła maszyna.
Nad nikłą brzeziną wśród nocy
Kosmaty dym krążyć zaczyna.

1908 Moskwa
Tłum. Włodzimierz Słobodnik

niedziela, 5 września 2010

Andrzej Bieły - Słowo

Słowo
W dźwięcznym oddechów
Żarze –
Dźwięczno-płomienny ślad:

W Ducha się przepoczwarza
Wysłany z krtani świat.

W wydechach –
Niepojęte
Dusze urwanych słów:

Krzepną nam kontynenty
Pod podeszwami stóp.

Włada świata
Budową
Słów niezgłębiony śpiew.

I mówi z głębin słowo
Jak Gorejący Krzew.

Lecz ja do słownych
Rajów,
Widnych przez chmury strzęp,
Mam – sobą nie spalając –
Wiecznie wzbroniony wstęp.

Grudzień 1917, Diodowo
                                               tłumaczył: Stanisław Barańczak

piątek, 6 sierpnia 2010

Leopold Staff - Wysokie drzewa

                                        Jan Stanisławski, Topole 1901, litografia (winieta do Chimery)
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,
W brązie zachodu kute wieczornym promieniem,
Nad wodą, co się pawich barw blaskiem rozlewa,
Pogłębiona odbitych konarów sklepieniem.

Zapach wody, zielony w cieniu, złoty w słońcu,
W bezwietrzu sennym ledwo miesza się, kołysze,
Gdy z łąk koniki polne w sierpniowym gorącu
Tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę.

Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza
I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,
Z których widmami rośnie wyzwolona dusza…
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa!

czwartek, 19 listopada 2009

Leopold Staff - Deszcz Jesienny

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,
W dal ciemną bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich młodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...