piątek, 20 kwietnia 2012

Antoni Słonimski - Pieśń o Januszu Korczaku

Władysław Strzemiński, Moim przyjaciołom Żydom


Gdy jak czarną żałobną opaskę z ramienia,
Z okien zerwą wojenne kiry zaciemnienia
I światła, jak więźniowie z bram rozbitej turmy,
Runą w miasta ulice, a zwycięskie surmy
Zagrają z wież wysokich i kościelne dzwony
Walić będą, bić, jęczeć, jakby spiż szalony
Chciał się zerwać ze szczytu strzelistej dzwonnicy
I potoczyć się z tłumem po gwarnej ulicy,
Gdy się miasto rozszumi, rozfaluje hymnem,
Gdy neony jak duchy migotaniem zimnym
Wbiegną w ciemne litery i szyldy ożywią,
Gdy cisi się ośmielą, nieśmiali roztkliwią,
Przycisną się do piersi i wybuchną szlochem,
Możni zejdą łaskawie bratać się z motłochem
I gdy ruszy przez miasto pochód gwarny, strojny,
Radować się tą wieścią, że już nie ma wojny,
Że Bóg nam dał zwycięstwo - gdy się tłum potoczy,
Nie mieszaj się z tym tłumem. Ręką zakryj oczy
I chociaż łzę poczujesz, co spływa po dłoni,
Rękę drugą zaciśnij na żołnierskiej broni,
A serce jak dłoń ściśnij - nasyć je cierpieniem,
Abyś się nie dał złamać serdecznym znużeniem.
Patrz. Inny pochód idzie miasta ulicami,
Niebem płynie jak chmura i krwawymi łzami
Pada na tę sztandarów rewię uroczystą,
Na odświętne mundury; i tą krwią błotnistą
Upodabnia się pochód, co zamarł w bezruchu,
Do ciągnących po niebie widziadeł i duchów.
To nie zjawy pomarłych i pomordowanych,
Zagłodzonych, dręczonych, żywcem pogrzebanych,
To nie tylko najbliższych twoich widma blade,
Lecz duchy całych ludów zdanych na zagładę.
Więcej ich już na niebie niźli nas na ziemi
I choć mówić nie mogą ustami czarnymi,
Cieniem się krwawym kładą na światła jaskrawe,
Na oświetlony Londyn, na jasną Warszawę,
Przez te dzwony, sztandary, mundury i blaski
Idzie cień. Janusz Korczak, ten lekarz warszawski.
Prowadzi poprzez getto dzieci z sierocińca,
Dwoje ich wziął na ręce i wyszedł z dziedzińca.
Jak ten, co na Golgotę krzyż dźwigał mozolnie,
Idzie na miejsce kaźni. Idzie dobrowolnie.
Wracaj - wracaj z uporem do miejsc egzekucji,
Ucz się imion - żołnierzu przyszłej rewolucji,
Imion tych, którzy kiedyś wstaną nieśmiertelni
Z grobów Wawra i z piasków palmirskich cegielni.
Nie o katach pamiętaj ani o mordercach,
Ale o tych nad miarę umęczonych sercach.
Nie płacz nad ruinami, ale policz, który
Mur jeszcze runąć musi, jakie zburzyć mury.
Nie statuę zwycięstwa czy sztandar pierwszeństwa,
Ale dźwignij zhańbiony łachman człowieczeństwa
I podnieś go wysoko - niechaj płynie górą
Ta chorągiew, na której nakreślisz purpurą
Serce - ten znak bolesny - emblemat ubogi -
Gdy pójdziesz świat budować, nowe mościć drogi.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Czesław Miłosz - Biedny chrześcijanin patrzy na getto

Mieczysław Jurgielewicz, Chrystus frasobliwy, drzeworyt

Pszczoły obudowują czerwoną wątrobę
Mrówki obudowują czarną kość
Rozpoczyna się rodzieranie, deptanie jedwabi,
Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu, srebra, pian

Gipsowych, blach, strun, trąbek, kiści, kul, kryształów -
Pyk! Fosforyczny ogień z żółtych ścian
Pochłania ludzkie i zwierzęce włosie.

Pszczoły odbudowują plastry płuc,
Mrówki odbudowują białą kość,
Rozdzierany jak papier, kauczuk, płótno, skóra, len,
Włókna, materie, celuloza, włos, wężowa łyska, druty
Wali się w ogniu dach, ściana i żar ogarnia fundament.
Jest już tylko piaszczysta, zdeptana z jednym drzewem bez liści
Ziemia. 

Powoli, drążąc tunel posuwa się strażnik - kret
Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole.
Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej,
Rozróżnia ludzki popiół po tęczującym oparze,
Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy.
Pszczoły odbudowują czerwony ślad,
Mrówki odbudowują miejsce po moim ciele.

Boję się, tak się boję strażnika - kreta.
Jego powieka obrzmiała jak u patriarchy,
Który siadywał dużo w blasku świec
Czytając wielką księgę gatunku.
Cóż powiem mu, ja, Żyd Nowego Testamentu,
Czekający od dwóch tysięcy lat na powrót Jezusa?
Może rozbite ciało wyda mnie jego spojrzeniu
I policzy mnie między pomocników śmierci
Nieobrzezanych.

środa, 18 kwietnia 2012

Tadeusz Borowski - Modlitwa o zapomnienie



...a jednak wierzę, że w piersiach ludzi
wstanie straszliwy płacz i groby wzruszy.
I będą wołać umarłych i budzić
zamordowanych...

I ważyć będą w dłoniach zgniły proch,
i ku niebu wznosić twarze, krzycząc.
Lecz próżny będzie pustej skruchy szloch
i łza goryczy.

Bo nadejdą umarli z ziemi i z mórz,
z błota obozów, ze strzeleckich wnęk,
a w piersiach - bagnet, kula, nóż,
a w oczach - rozpacz, nienawiść i lęk.

Nadejdą opuchnięci z głodu
i nie będą już chcieli chleba,
nadejdą zadławieni gazem
i nie będą już chcieli powietrza,

nadejdą zakłuci bagnetem
i nie będą już chcieli bandaży,
nadejdą spaleni żywcem
i nie będą już chcieli wody,

nadejdą matki ciężarne,
nadejdą dzieci bezmyślne,
których popiół rozgarnął
nurt w Wiśle,

nadejdą prost dziewczęta
z Brzezinek, z Bergen, z Palmir
i będą patrzeć natrętnie
w oczy żandarmom,

nadejdą mężczyźni w szarżach,
kolumnami po kilka tysięcy,
i będą żywych oskarżać
podnosząc związane ręce -- --

i otworzy się grobowa zieleń,
jak przeżarte zgnilizną piersi,
i powstaną z dołów moi przyjaciele
znaczeni pogardą śmierci,

i odgarną z czoła rdzę i pleśń,
prostym ruchem przebudzonych dzieci,
i nadejdą niosąc skargę jak pieśń
przeciw żywym - umarli poeci -- --

i przyjdą ludzie z otchłani wiecznej,
z nieba i z czyśćca, i z piekieł,
żeby sądzić sądem ostatecznym
ciało żywego człowieka.

I wierzę jeszcze, że zamordowani
nie znajdą serca dla przebaczenia.
Umarłych  i żywych Boże, Mścicielu
                                                                  Zamordowanych,
daj łaskę Zapomnienia -- --

wtorek, 3 kwietnia 2012

Miron Białoszewski - 3 kwietnia

Leopold Lewicki, na ulicy, akwaforta, 1931/32


3 KWIETNIA

biernie wynurzam się z bloku
na goły chodnik

blada wiosna
przezroczysta

jestem stare palto!

pręd-ko do swojego bunkra
na dziewiąte piętro

Miron Białoszewski - Retro-swetro

RETRO-SWETRO-
kamizelkę
Przysłała mi Danusia.
Ileś bab z zazdrości siusia.
Ja patrzę na termometro:
Poniżej plus dziesięciu?
Nakładam
Idę
-- Co wolno księciu
-- Od niechcenia...

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Marek Janiak - Poemat o wielkich cycach. WIELKIE CYCE

  WIELKIE CYCE                                                           DIE GROSSE ZITZEN
    POTWORNIE WIELKIE CYCE                               MONSTRÖSE, GROSSE ZITZEN
  JAK WIADRA                                                            WIE ZWEI KÜBELN
CHOLERNIE POJEMNE WIADRA                            VERFLUCHTE UMFANGREICHE
  WIELKIE                                                                       DIE GROSSE
  OGROMNE CYCKI                                                      GROBARTIGE ZITZEN
BRODAWY JAK TALERZE                              DIE BRUSTWARZ WIE TORTENPLATTEN
  OGROMNE CYCE                                                        SCHWERE SACKE MIT SAND
CIĘZKIE JAK WORY Z PIACHEM                            GROSSE
WIELKIE                                                                         KERNIGE
JĘDRNE                                                                           HERAUBEKOMMENE
NADWIESZONE ROZKOŁYSANE CYCE            WIE REIFE KURBISE
OGROMNE                                                                     EVENTUALL
   JAK DOJRZAŁE DYNIE                                           WIE BEIDE WELTKUGELN
ALBO JAK KULE ZIEMSKIE                                      MASSIGE
  WIELKICH ROZMIARÓW                                        HOCHS GROSSE
MONSTRUALNE                                                           WIE ZISTERNEN
ROZWALONE                                                                      /AUS GUMMI APROPOS/
POTĘŻNE                                                    
   WYBITNE                                                                                    
NIEWYOBRAŻALNE----
WIELKIE CYCE

JAK CYSTERNY /Z GUMY ZRESZTĄ

01.04. 1982                                                                                   ubersetzung a. kwietniewski


Marek Janiak, wielkie cyce, [z Tanga]

Janusz Dziubak - "Wenus"

   Lśniące oczy
  Anielskich włosów
  Szatański blask
  Rozjaśniający
  Uśpiony usmiech
  Dziecięcej barwy ciało
  Kształtów i tajemnic
I twe rączki
Zakrywające
Cycki i pizdę

I twe rączki
Zakrywające
Cycki i pizdę