Pokazywanie postów oznaczonych etykietą socrealizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą socrealizm. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 maja 2015

Władysław Broniewski - Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego

Feliks Szczęsny Kowarski, Proletariatczycy,


Jeżeli nie lękasz się pieśni
stłumionej, złowrogiej i głuchej,
gdy serce masz mężne i jeśli
pieśń kochasz swobodną- posłuchaj.

Szeroka, szeroka jest ziemia,
gdy myślą ograrnąć ją lotną,
szeroko po ziemi więzienia,
głęboka w więzieniu samotność.

Już dziąsła przeżarte szkorbutem,
jużnogi spuchnięte i martwe,
już koniec, juz płuca wyplute-
lecz palą się oczy otwarte.

Poranek marcowy. Jak cicho.
Jak dziwna się jasność otwiera.
I tylko tak ciężko oddychać,
i tylko tak trudno umierać.

Posępny jak mur Schlusselburga,
głęboki jak dno owej ciszy,
zza krat, z więziennego podwórka
dobiega go śpiew towarzyszy.

I słucha Waryński, lecz nie wie,
że cienie się w celi zbierają,
powtarza, jak niegdyś w Genewie:
-Kochani... ja muszę do kraju...

Do Łodzi, Zagłębia, Warszawy
powrócę zawzięty,uparty...
ja muszę... do kraju, do sprawy,
do mas, do roboty, do partii...

ja muszę... - I śpiew się urywa,
I myśli urywa się pasmo.
Ta twarz już woskowa, nieżywa,
lecz oczy otwarte nie gasną.

Gdzieś w górze, krzykliwy i czarny,
rój ptactwa rozsypał się w szereg,
jak czcionki w podziemnej drukarni,
gdy nocą składali we czterech...

Fabryka Lilpopa... róg Złotej...
Żurawia... adresy się mylą...
robota... tak, wiele roboty...
i jeszcze - dziesiąty pawilon...

Ach, płuca wyplute nie bolą,
śmierć w szparę judasza zaziera,
z ogromną tęsknotą i wolą
tak trudno lat siedem umierać.

Wypalą się oczy do końca,
a kiedy zabraknie płomienia,
niech myśl, ta pochodnia płonąca,
podpali kamienie więzienia!

Raz jeszcze się dźwignął na boku:
-Ja muszę... tam na mnie czekają... -
i upadł w ostatnim krwotoku,
i skonał. I wrócił do kraju.

Andrzej Heidrich, sto złotych

wtorek, 7 sierpnia 2012

Konstanty Ildefons Gałczyński - Oda do radości [tłum. z F. Shillera]



O Radości, iskro bogów,
kwiecie elizejskich pól
święta, na twym świętym progu
Staje nasz natchniony chór.

Jasność twoja wszystko zaćmi,
złączy co rozdzielił los.
Wszyscy ludzie będą braćmi
tam, gdzie twój przemówi głos.

Kto przyjaciel, ten niech zaraz
stanie tutaj pośród nas,
i kto wielką miłość znalazł,
ten niech z nami dzieli czas.

Z nami ten, kto chocby jedną
duszę rozpłomienić mógł.
Ale kto miłości nie zna,
niech nie wchodzi tu na próg.

Patrz, patrz: wielkie słońce światem
biegnie sypiąc złote skry,
jak zwycięzca, jak bohater -
Biegnij, bracie, tak i ty.

Radość tryska z piersi ziemi,
Radość pije cały świat.
Dziś wchodzimy, wstępujemy
Na radości złoty ślad.

Ona w sercu, w zbożu, w śpiewie,
ona w splocie ludzkich rąk,
z niej najlichszy robak czerpie,
z niej - najwyższy niebios krąg.

Bracie, miłość niezmierzona
mieszka pod namiotem gwiazd,
całą ludzkość weź w ramiona
I ucałuj jeszcze raz.

Wstańcie ludzie, wstańcie wszędzie,
ja nowinę niosę wam:
na gwiaździstym firmamencie
miłość, miłość mieszka tam.

Janina Konarska, Tenis, 1932


niedziela, 25 września 2011

Julian Tuwim - We mgle


Na podstawie Martwej Wizy
Pozwolono im, pijanym
Widmom sinym i rozchwianym,
Tułać się i straszyć ludy
Nad rzekami Babilonu...
I rzygają do Tamizy,
I rzygają do Sekwany,
I rzygają do Hudsonu.

Dorzygali się do żółci,
Do dziur w mózgach i krwotoku.
Wyjce w desperackiej chuci,
Kościotrupy sprzed potopu.
Wyciągają, węsząc krew,
Długą szyję...
Wyciągają, węsząc dym,
Długie ryje...
Siedem lat i siedem zim
Jęczą głucho: "Bum bum bum!"
I błagają boga bomb:
"Boże bomb! Wszechmocny Panie!
Kiedyż, kiedyż na wezwanie
Archanielskich twoich luf,
Miliarderskich twoich trąb,
Pożar świata słupem stanie?
Kiedy runie w nich pożogą?
Kiedy, święty boże bomb,
Krwawą gębę twą odbije
Wisły głąb?
Kiedy atomowy grom
Utoruje drogę nam
TAM - ku grobom?" -
I codziennie im żałobą
Westminsterski huczy dzwon:
"Nevermore!" To północ bije.
A chimery z Notre-Dame
Coraz dalej i złośliwiej
Do swych braci wyciągają
Długie szyje...

Na podstawie Trupiej Wizy
Jutro znowu całą zgrają
Będą rzygać do Tamizy,
Do Sekwany, do Hudsonu,
One widma nad rzekami
Babilonu...

Żółta, lepka mgła nad miastem...
W żółtej, lepkiej mgle, jak gaz,
Tli się obcy, martwy świt -
Świt Nr Dwa Tysiące Pięćset Siedemnasty...

- Hep! It rains, Maniuś, doesn't it?
- Hep! It certainly does.

piątek, 16 września 2011

Tadeusz Różewicz - Pierwsza miłość

          
Waldemar Cwenarski

           I
Miałem szesnaście lat
szedłem przez park
oparłem czoło o pień drzewa
płakałem

Nikt mi krzywdy nie zrobił
w parku była cisza
skąd ten płacz

Nikt mnie o to nie pytał
nikomu nie powiedziałem

Biegłem do domu
krzyczałem
jestem głodny głodny
a byłem zakochany

Śmiechem dom wypełniłem
nikt mnie nie pytał
dlaczego się śmieję

Widziałem Marię
widziałem Marię

Widzę Marię

Idzie do szkoły
z płaszczyku
z niebieską tarczą

Idzie w majowym słońcu
w promieniach deszczu
prześwieca przez moją pamięć
jak przez rzekę dymu
jaśniejsza
z roku na rok
aż do zniknięcia.

         II
Miałem osiemnaście lat
Biegłem polem
w żółtym świetle
wrześniowego słońca
kiedy nadleciały samoloty
upadłem

O przygniatający obrazie
mechanicznego nieba
wargą dotykałem ziemi

Miałem osiemnaście lat
kiedy zobaczyłem pierwszy raz
rozebraną Marię

Nie wypowiem nigdy
jej trwogi
ostatniego oddechu
wtłoczonego w płuca
i drżenia nie wypowiem
płaczu życia młodego
drżenia ciała dziewczęcego
gdy zbliżała się śmierć
nie miłość

Płonące powietrze zdarło z niej suknie
leżała na polu
naga
w dymie i krwi
moje opuszczone ręce
ręce które nie dotknęły
jej ciała żywego
moje podniesione oczy

Morderca unosił się
wysrebrzony już lśniący
jak igła szyjąca niebo
nierealny

Leżała rozebrana
przez powietrze ryczące i ogień

leżała pod skośnym
żółknącym słońcem
w środku dymiącego widnokręgu
w środku pierwszego dnia
wojny
nogi wyciągnięte
wzdłuż bruzd nieskończonych
jak martwe białe jagnięta.

        III
Ziemio
o jeden oddech lżejsza
martwa pusta.

        IV
Łzo osiemnastoletniego
pod niebem
na ziemi
łzo spadająca w ten dzień
przez wszystkie czasy
przez planety i gwiazdy
łzo drążąca niebo i ziemię
spadająca
na stolice kapitalistycznych krajów
na wieczne miasto Rzym
łzo lecąca
przez ciemność nocy
przez lazurowe wybrzeża
przez pomarańczowe gaje
łzo spadająca
na włosy zakochanych
kiedy łączą się ze sobą
jak wody nieznanych rzek

Morderca unosił się
wysrebrzony lśniący
bez imienia serca twarzy

Lecz ja rozpoznałem na zawsze
tych którzy go wysłali
aby zabił Marię.

1953

niedziela, 7 listopada 2010

Konstanty Ildefons Gałczyński - Kwiaty na tor

                           Otdam wsiu duszu Oktiabriu i Maju
                           no tolko liry miłoj nie otdam. 
                          Jesienin
My mówimy chór, oni - chor,
lecz jednaka jest tarcza i włócznia.
Rzucam kwiaty na tor.
Rzucam kwiaty na tor.
Rzucam kwiaty na tor,
którym przejeżdża rewolucja.

Że się komuś nie podoba, to cóż?
Tak jak my chcemy, Wisła popłynie.
Przemielemy ziarna polskich zbóż
w socjalistycznym młynie.

Socjalizm to słońce, mówię wam -
niech tam strzela w słońce zbir za zbirem.
Nasz Październik był w Lipcu. Jemu dam
nawet lirę.

Szczury w końcu same wyjdą z nor.
Nasza jest ziemia. Nasz firmament.
Rzucam kwiaty na tor,
którym przejeżdża rewolucja.
Panna roztropna.
Słońce sprawiedliwości.
Amen.

piątek, 1 maja 2009

Adam Ważyk - Widokówka z miast socjalistycznego

[Dobra, dość patosu. Z tonu spuścić nieco trzeba]

O świcie niecierpliwa,
niesyta swojego piękna,
syczała lokomotywa
nad dziewczyną, która uklękła.

Ktoś, kto przelotnie zobaczył
pogański profil dziewczyny,
opacznie sobie tłumaczył,
że modli się do maszyny.

A jej tylko drgała warga,
gdy ranną racją oliwy
maściła, czuła kolejarka,
tłoki lokomotywy.