Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Staff. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Staff. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 maja 2013

Leopold Staff - Tajemnica chleba i wina

Jerzy Nowosielski, Ostatnia wieczerza
    

                    I

Stałem na polnej drodze koło Męki Bożej:
Jedna ręka odbita od nagiego ciała,
Nad tłumem, co się w lęku u stóp krzyża korzy,
Groźnie na rdzawym gwoździu w powietrzu się chwiała.

I pieśń, która rzuciwszy na świat klątwę, trwoży
Bezlitosnymi sądy i zemstą tchnie cała,
Płynęła z beznadziejną krwią zachodniej zorzy,
Z której, jak z krwawej chusty, śmierć patrzyła biało.

O, nie takim Cię, Mistrzu, kocham i czczę Ciebie,
Coś nie niższy miłością niż słońce na niebie:
Świeci, wszystkim, nikogo gniewnie nie przeklina.

Pszeniczne, złote łany i słodkie winnice
Piękniej mi objawiają Twoje tajemnice
W darach życia, w postaci Twej chleba i wina.



                               II

Nie! Nie do sprawiedliwych, co na śmierć cię żeną,
Lecz do cię przebaczenia Mistrz przyszedł, o, łotrze,
Któremu usta Jego, konając, najsłodsze
Słowo rzekły miłości, spłaconej krwi ceną.

Nie do bogatych pychą zimnej cnoty, jeno
Do ciebie, nierządnico, której nikt nie otrze
Dziś łez, jak włosy twoje, od pajęczyn wiotsze,
Otarły Jego blade stopy, Magdaleno.

Pogardzonych ukochał ten święty wyrzutek,
Co nie znał złych ni winnych, jeno serca smutek
I łzy, którymi każda zakwita godzina.

I marzył wśród Wieczerzy Ostatniej Rozpaczy,
By, nie mogąc łez zleczyć, choćby ten prostaczy,
Najprostszy pozostawić dar chleba i wina.



                           III

W domu pogardzonegoś wieczerzał celnika,
Od nieczystej niewiasty wodę piłeś z dzbanka,
Nierządnicyś odpuścił grzechy i kochanka,
A łotrwiś dał słowo, które raj odmyka.

Łotr, nierządnica, celnik i Samarytanka
To najcudniejsze róże Twojego kwietnika,
Grona winnicy, kędyś zrównał robotnika
Ostatniego z tym, który pracował od ranka.

O, bo Ty wiesz, że głębsza niż wina i cnota
Jest tajnia duszy ludzkiej i serca tęsknota,
Ku której z dalaś przyszedł jak dobra nowina.

I że serc prawdę, miłość, tylko miłość rodzi,
Jak słońce z ziemi prochu i próchna wywodzi
Najcudniejszy, radosny dar chleba i wina.
              

piątek, 12 kwietnia 2013

Leopold Staff - Marzec

Anna Bilińska Bohdnanowiczowa, Ulica Unter den Linden w Berlinie, 1890, ol. płótno
Marzec. Wracamy z parku. Wreszcie przeszła zima.
Spod stopniałego śniegu wyjrzały murawy.
Drzewa nagie, lecz prawie kiełkują już trawy.
Choć na stawie zielony, cienki lód się trzyma.

Z upojonymi wiosną wracamy oczyma,
Krokiem lekkim, jak podczas tanecznej zabawy.
Ulicą po słonecznej stronie idziem prawej,
Za sobą ciepła słońca czujemy plecyma.

W rozpiętych płaszczach spieszą ochoczo przechodnie,
Jacyś świeżsi, wesoło patrzą i pogodnie,
Niańki z dziećmi wychodzą z ciemnych domów sieni.

A my pierwszą przechadzką dumnie upojeni,
Idziem w miasto po płytach suchych już chodników,
Z grudkami pulchnej ziemi na piętach trzewików.


środa, 19 grudnia 2012

Leopold Staff - Zima

Ferdynand Ruszczyc, Bajka zimowa, 1904

Całunem śniegu przysypany, biały
Park w szarą ciszę pogrążył się cały
I z jakichś głuchych tęsknot się spowiada.
Drzew nagich długa ciemna kolumnada
Wije się sennie i w dali gdzieś ginie,
Wije się cicho po białej równinie
I biegną ławki aleją szeregiem,
Samotne, puste, ubielone śniegiem.

Nic nie zostało z naszej złotej wiosny,
Gdy nas upajał pierwszy szał miłosny,
Gdyśmy uściskiem zaręczeni, sami
Mówili z sobą jeno całunkami
I razem duszę mieli tylko jedną,
I w jasne szczęścia lecieli bezedno,
A ponad nami lipa rozgwarzona
Błogosławiące wznosiła ramiona.

Tu była szczęścia świątynia. Pamiętasz?
A dzisiaj tu mój cichy, biały cmentarz...
Pod miękkim śniegiem, jak zwarzone róże
Lub jak jaskółki, co zamarzły w chmurze,
Śpią pocałunki nasze mrozem ścięte,
A w nagich drzewach sny nasze, zaklęte
W szare pnie, drzemią wśród cichej żałoby...
Choć nie ma krzyżów, wszędzie białe groby.

Gdyby pył śniegu gdzieś z gałęzi szczytnej
Stoczył się i dźwięk srebrny, nieuchwytny
Budząc potrącił drugi w swej pogoni,
Wnet park stustrunną gędźbą się rozdzwoni,
Szeptem słów, miękkim pocałunków echem,
I ty przybiegniesz, i z srebrzystym śmiechem
Ramiona białe rzucisz mi na szyję...
Zagwarzą drzewa, park cały ożyje...

Lecz wkoło cisza taka jak w kaplicy,
Gdzie leży zmarły w mroku tajemnicy,
Gdzie mówić głośno nie wolno przy trumnie...
Strach mi, że gdy wstecz spojrzę, na całunie
Śnieżnym zobaczę twoje białe zwłoki,
A w bladej twarzy cień smutku głęboki,
Z tą łzą rozstania skrzepłą, skamieniałą...
Nie śmiem wstecz patrzeć!... tak cicho... tak biało...

piątek, 30 listopada 2012

Leopold Staff - List

Mela Muter, Portret Leopolda Staffa, 1903 [w tle topielica sekwańska, która tu jest autoportretem Muterowej]


Pytasz mnie, jak się czuję. Tak, jak czuć się może
Człowiek dość pełnoletni w końcu listopada,
Gdy w niebie zmierzch pochmurny i błoto na dworze,
A za oknem bez przerwy deszcz ze śniegiem pada.

Lecz zbyt o dnia i roku nie troszcząc się porę,
Bo po słocie pogoda idzie wieczną zmianą,
Więc też o wschodzie słońca wiersz piszę wieczorem,
A nokturny w słoneczne grywam tylko rano.

I jestem zawsze ufny i pełen pewności
Czekając niezachwianie tej chwili jedynej,
Gdy ujrzę, że na świecie są same radości,
I zegar na raz wszystkie wskazuje godziny.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Leopold Staff - Wyżeł

Fousek


Jak niechybne dojrzałej jesieni oznaki,
Gdy ścierń pozłaca brązem doliny i wzgórki,
Wychodzą w pola, puste po rojnych dniach zbiórki,
Myśliwy z psem szukając łowieckiej poszlaki.

5trzelec, wsłuchany w wiatru świst w lufach dwururki,
Ostrożną stopą czujnie kroczy przez buraki
Za wyżłem, co zatacza koła i zygzaki
Po zagonie pachnącym wietrznymi przepiórki.

Nagle pies staje... Pada strzał... I zlękły szarak
Umyka, co sił w skokach, wpadając w tatarak,
Którym zarasta w dok bliskie polne źródło.

I gdy strzelec beztroską zlekceważa pudło,
Pies, zachowując zaszczyt wytropienia cały,
Wciąga w nozdrza dym prochu, kadzidło swej chwały.

piątek, 12 listopada 2010

Leopold Staff - Słowik



 


Carel Fabritius, Czyżyk, 1654

                                                           
W przyjaciół miłych gronie
Dziewczyna w wieczornym salonie
Wiosennym głosem,
Nutą słowiczą,
Śpiewała z miłosną słodyczą,
Z majowym patosem.


Wszyscy słuchali
I gdy śpiewaczka usta otwarła
Tsuguharu Foujita, Autoportret z kotem
W perlistej gamie,
Co w serce wnika,
Kot, co się zakradł do sali,
Skoczywszy jej na ramię
Zajrzał do gardła.
Szukał słowika.











piątek, 6 sierpnia 2010

Leopold Staff - Wysokie drzewa

                                        Jan Stanisławski, Topole 1901, litografia (winieta do Chimery)
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,
W brązie zachodu kute wieczornym promieniem,
Nad wodą, co się pawich barw blaskiem rozlewa,
Pogłębiona odbitych konarów sklepieniem.

Zapach wody, zielony w cieniu, złoty w słońcu,
W bezwietrzu sennym ledwo miesza się, kołysze,
Gdy z łąk koniki polne w sierpniowym gorącu
Tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę.

Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza
I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,
Z których widmami rośnie wyzwolona dusza…
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa!

czwartek, 19 listopada 2009

Leopold Staff - Deszcz Jesienny

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,
W dal ciemną bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich młodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...