Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szoach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szoach. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 stycznia 2015

Zuzaznna Ginczanka - [Non omnis moriar...]

Bronisław Wojciech Linke, z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi


Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo pocóż by obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze -
Niech piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać drogocennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.


piątek, 19 kwietnia 2013

Władysław Broniewski - Ballady i romanse

Feliks Szczęsny Kowarski, Portret Żydówki, 1944

"Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha... 
To dzień biały, to miasteczko..."
Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha,
po gruzach biega naga, ruda Ryfka,
trzynastoletnie dziecko.

Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku.
(Uciekaj, uciekaj Ryfka!)
"Mama pod gruzami, tata w Majdanku..."
Roześmiała się, zakręciła się, znikła.
I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa: "Masz, Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa..." Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami: "Ja zaniosę tacie i mamie." Przejeżdżał chłop, rzucił grosik, przejeżdżała baba, też dała cosik, przejeżdżało dużo, dużo luda, każdy się dziwił, że goła i ruda. I przejeżdżał bolejący Pan Jezus, SS-mani go wiedli na męki, postawili ich oboje pod miedzą, potem wzięli karabiny do ręki. "Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden, za koronę cierniową, za te włosy rude, za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni, obojeście umrzeć powinni." I ozwało się Alleluja w Galilei, i oboje anieleli po kolei, potem salwa rozległa się głucha... "Słuchaj, dzieweczko!...Ona nie słucha..."
     
Felicjan Szczęsny Kowarski, Elektra,1947

Władysław Broniewski - Żydom polskim

Berthe Morisot, Żonkile

                                                                            Pamięci Szmula Zygelbojma

 
Z polskich miast i miasteczek nie słychać krzyków rozpaczy,
padli, jak hufiec bojowy, warszawscy obrońcy getta...
Słowa me we krwi nurzam, a serce w ogromnym płaczu,
dla was, o Żydzi polscy, polski tułaczy poeta.

Nie ludzie, lecz psy okrwawione, i nie żołnierze, lecz kaci
przyszli, by śmiercią porazić was, wasze dzieci i żony:
gazem w komorach wydusić, wapnem w wagonach wytracić
i szydzić z umierających, bezbronnych i przerażonych.

Lecz wyście podnieśli kamień, by cisnąć nim kanoniera,
który nastawiał działo, by dom wasz zburzyć do szczętu...
Synowie Machabeuszów! i wy potraficie umierać,
podjąć bez cienia nadziei walkę, we Wrześniu zaczętą.

Oto, co trzeba wyryć, jak w głazie, w polskiej pamięci:
wspólny dom nam zburzono i krew przelana nas brata,
łączy nas mur egzekucyj, łączy nas Dachau, Oświęcim,
każdy grób bezimienny i każda więzienna krata.

Wspólne zaświeci nam niebo ponad zburzoną Warszawą,
 gdy zakończymy zwycięstwem krwawy nasz trud
wieloletni:
każdy człowiek otrzyma wolność, kęs chleba i prawo
i jedna powstanie rasa, najwyższa: ludzie szlachetni.

piątek, 20 kwietnia 2012

Antoni Słonimski - Pieśń o Januszu Korczaku

Władysław Strzemiński, Moim przyjaciołom Żydom


Gdy jak czarną żałobną opaskę z ramienia,
Z okien zerwą wojenne kiry zaciemnienia
I światła, jak więźniowie z bram rozbitej turmy,
Runą w miasta ulice, a zwycięskie surmy
Zagrają z wież wysokich i kościelne dzwony
Walić będą, bić, jęczeć, jakby spiż szalony
Chciał się zerwać ze szczytu strzelistej dzwonnicy
I potoczyć się z tłumem po gwarnej ulicy,
Gdy się miasto rozszumi, rozfaluje hymnem,
Gdy neony jak duchy migotaniem zimnym
Wbiegną w ciemne litery i szyldy ożywią,
Gdy cisi się ośmielą, nieśmiali roztkliwią,
Przycisną się do piersi i wybuchną szlochem,
Możni zejdą łaskawie bratać się z motłochem
I gdy ruszy przez miasto pochód gwarny, strojny,
Radować się tą wieścią, że już nie ma wojny,
Że Bóg nam dał zwycięstwo - gdy się tłum potoczy,
Nie mieszaj się z tym tłumem. Ręką zakryj oczy
I chociaż łzę poczujesz, co spływa po dłoni,
Rękę drugą zaciśnij na żołnierskiej broni,
A serce jak dłoń ściśnij - nasyć je cierpieniem,
Abyś się nie dał złamać serdecznym znużeniem.
Patrz. Inny pochód idzie miasta ulicami,
Niebem płynie jak chmura i krwawymi łzami
Pada na tę sztandarów rewię uroczystą,
Na odświętne mundury; i tą krwią błotnistą
Upodabnia się pochód, co zamarł w bezruchu,
Do ciągnących po niebie widziadeł i duchów.
To nie zjawy pomarłych i pomordowanych,
Zagłodzonych, dręczonych, żywcem pogrzebanych,
To nie tylko najbliższych twoich widma blade,
Lecz duchy całych ludów zdanych na zagładę.
Więcej ich już na niebie niźli nas na ziemi
I choć mówić nie mogą ustami czarnymi,
Cieniem się krwawym kładą na światła jaskrawe,
Na oświetlony Londyn, na jasną Warszawę,
Przez te dzwony, sztandary, mundury i blaski
Idzie cień. Janusz Korczak, ten lekarz warszawski.
Prowadzi poprzez getto dzieci z sierocińca,
Dwoje ich wziął na ręce i wyszedł z dziedzińca.
Jak ten, co na Golgotę krzyż dźwigał mozolnie,
Idzie na miejsce kaźni. Idzie dobrowolnie.
Wracaj - wracaj z uporem do miejsc egzekucji,
Ucz się imion - żołnierzu przyszłej rewolucji,
Imion tych, którzy kiedyś wstaną nieśmiertelni
Z grobów Wawra i z piasków palmirskich cegielni.
Nie o katach pamiętaj ani o mordercach,
Ale o tych nad miarę umęczonych sercach.
Nie płacz nad ruinami, ale policz, który
Mur jeszcze runąć musi, jakie zburzyć mury.
Nie statuę zwycięstwa czy sztandar pierwszeństwa,
Ale dźwignij zhańbiony łachman człowieczeństwa
I podnieś go wysoko - niechaj płynie górą
Ta chorągiew, na której nakreślisz purpurą
Serce - ten znak bolesny - emblemat ubogi -
Gdy pójdziesz świat budować, nowe mościć drogi.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Czesław Miłosz - Biedny chrześcijanin patrzy na getto

Mieczysław Jurgielewicz, Chrystus frasobliwy, drzeworyt

Pszczoły obudowują czerwoną wątrobę
Mrówki obudowują czarną kość
Rozpoczyna się rodzieranie, deptanie jedwabi,
Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu, srebra, pian

Gipsowych, blach, strun, trąbek, kiści, kul, kryształów -
Pyk! Fosforyczny ogień z żółtych ścian
Pochłania ludzkie i zwierzęce włosie.

Pszczoły odbudowują plastry płuc,
Mrówki odbudowują białą kość,
Rozdzierany jak papier, kauczuk, płótno, skóra, len,
Włókna, materie, celuloza, włos, wężowa łyska, druty
Wali się w ogniu dach, ściana i żar ogarnia fundament.
Jest już tylko piaszczysta, zdeptana z jednym drzewem bez liści
Ziemia. 

Powoli, drążąc tunel posuwa się strażnik - kret
Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole.
Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej,
Rozróżnia ludzki popiół po tęczującym oparze,
Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy.
Pszczoły odbudowują czerwony ślad,
Mrówki odbudowują miejsce po moim ciele.

Boję się, tak się boję strażnika - kreta.
Jego powieka obrzmiała jak u patriarchy,
Który siadywał dużo w blasku świec
Czytając wielką księgę gatunku.
Cóż powiem mu, ja, Żyd Nowego Testamentu,
Czekający od dwóch tysięcy lat na powrót Jezusa?
Może rozbite ciało wyda mnie jego spojrzeniu
I policzy mnie między pomocników śmierci
Nieobrzezanych.

środa, 18 kwietnia 2012

Tadeusz Borowski - Modlitwa o zapomnienie



...a jednak wierzę, że w piersiach ludzi
wstanie straszliwy płacz i groby wzruszy.
I będą wołać umarłych i budzić
zamordowanych...

I ważyć będą w dłoniach zgniły proch,
i ku niebu wznosić twarze, krzycząc.
Lecz próżny będzie pustej skruchy szloch
i łza goryczy.

Bo nadejdą umarli z ziemi i z mórz,
z błota obozów, ze strzeleckich wnęk,
a w piersiach - bagnet, kula, nóż,
a w oczach - rozpacz, nienawiść i lęk.

Nadejdą opuchnięci z głodu
i nie będą już chcieli chleba,
nadejdą zadławieni gazem
i nie będą już chcieli powietrza,

nadejdą zakłuci bagnetem
i nie będą już chcieli bandaży,
nadejdą spaleni żywcem
i nie będą już chcieli wody,

nadejdą matki ciężarne,
nadejdą dzieci bezmyślne,
których popiół rozgarnął
nurt w Wiśle,

nadejdą prost dziewczęta
z Brzezinek, z Bergen, z Palmir
i będą patrzeć natrętnie
w oczy żandarmom,

nadejdą mężczyźni w szarżach,
kolumnami po kilka tysięcy,
i będą żywych oskarżać
podnosząc związane ręce -- --

i otworzy się grobowa zieleń,
jak przeżarte zgnilizną piersi,
i powstaną z dołów moi przyjaciele
znaczeni pogardą śmierci,

i odgarną z czoła rdzę i pleśń,
prostym ruchem przebudzonych dzieci,
i nadejdą niosąc skargę jak pieśń
przeciw żywym - umarli poeci -- --

i przyjdą ludzie z otchłani wiecznej,
z nieba i z czyśćca, i z piekieł,
żeby sądzić sądem ostatecznym
ciało żywego człowieka.

I wierzę jeszcze, że zamordowani
nie znajdą serca dla przebaczenia.
Umarłych  i żywych Boże, Mścicielu
                                                                  Zamordowanych,
daj łaskę Zapomnienia -- --

piątek, 28 stycznia 2011

Tadeusz Borowski - Modlitwa o zbawienie duszy Kaltenbrunnera

Pomnik "Droga" - projekt, 1958; Autorzy: Oskar Hansen, Z. Hansen, J. Jarnuszkiewicz, E. Kupiecki, J. Pałka, L. Rosiński

Stwórco, daj zdrowie Kaltenbrunnerowi,
który leży na wylew krwi w mózgu
w amerykańskim szpitalu.
Panie, nie dręcz Kaltenbrunnera
widziadłami bitych kijem ludzi,
nie pozwól mu oszaleć.
Boże nie smagaj Kaltenbrunnera
Gniewu Ognistą Różdżką.

Któryś wyższy porządek rzeczy
ustanowił na ziemi i w niebie -
w mgławicach galaktyczynch
i w misternym jądrze atomu,
dałeś kły i pazury tygrysom,
jad żmijom,
rozum człowiekowi,
Watykanowi - Kapitał,
Kapitałowi - Watykan,
a demokratom bombę atomową
na Hiroszimę i Nagasaki -
dałeś władzę Kaltenbrunnerowi,
bowiem wszelka władza jest od Boga,
lecz nie sądzą Ciebie w Norymberdze,
wspólniku zbrodni wszelakiej.


Boże nie wypieraj się wspólnika,
przebacz wspólnikowi,
niepojętnemu, niezręcznemu zbójcy,
odejm mu boleść,
przywróć mu zdrowie,
daj mu pomyślność
i pełnię ludzkich uciech.

Włóż mu do rąk Ewangelię,
może się jeszcze namyśli,
może do Ciebie powróci,
sługą w pokorze.
Bo większa radość będzie w niebie
z nawrócenia grzesznego Kaltenbrunnera
niż z sześciu milionów zagazowanych Żydów
i dwudziestu milionów rozstrzelanych
                                                  chrześcijan
którzy byli sprawiedliwi...