Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Świetlicki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Świetlicki. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 listopada 2014

Marcin Świetlicki - Casablanca

Katarzyna Górna, [z cyklu:] Happy birthday, 2004


Niekochany nie zdradza
Niekochany chodzi
dzwoniąc w kieszeni
niepotrzebnym kluczem.

Z bramy wychyla się staruszek
niepokojąco podobny do Bogarta.
Celuję prosto w twoje serce synu!”
Przecież wiesz, że to najmniej czuły we mnie punkt.”

W sąsiedniej bramie znaleziono
siedemdziesięcioletnią Merlin Monroe.
Potrafiła wykrztusić jedynie:
PU PU PI DU.

Jaka jest pańska narodowość?”
Jestem pijakiem.
Jestem nieślubnym dzieckiem
Bogarta i Merlin Monroe.
To ja
zabiłem Laurę Palmer.”
To wszystko na ten temat.


1992

Marcin Świetlicki - *** [Dlaczego twój niepokój...]

Grupa Twożywo, Jeder Mensch ist ein Pollen..., szablon, papier, 70 x 50 cm, 2005


Dlaczego twój niepokój tak obraca się
wokół wyrazów: więzienie, powstanie,
zachód, wschód, wolność, wyżywienie,
dostęp do tego-tamtego, więźniowie
polityczni?
To są małe wyrazy, to są wyrazy najmniejsze,
dlaczego właśnie o nie zawadza twój język?
Czy nie wiesz, że tym wszystkim rządzi szczupła dziwka,
ta którą kochasz, a raczej masz na nią ochotę,
która wybiera sobie tego, którego akurat
ty nienawidzisz, który się znęca nad nią i wbija w nią gwoździe,
przez nią siedzisz w więzieniu, przez nią jesteś głodny.

1981



piątek, 29 listopada 2013

Marcin Świetlicki - Dwa dni wakacji

Anna Bilińska Bohdanowicz, Saska Kępa zimą, 1877

Kupować przez dwa dni płyty, butelki Jacka Danielsa
(naprawdę – seks po Danielsie jest o niebo lepszy

niż po haszyszu – i to bez dyskusji)
zarozumiałe sierpniowe burżujstwo,

kupować czarne koszulki, z dobrej firmy, ale
przecenione i słuchać, leżąc na podłodze

w obcym mieszkaniu cudnie przemądrzałej
muzyki, a na obiad jest od dwu dni indyk,

wszystko w połowie drogi, obojętne miasto,
jeśli podasz mi tamto, ja w zamian ułatwię

ci sześć orgazmów, trzymam cię za słowo,
och, trzymaj mnie za słowo, trzymaj mnie za wszystko,

nie warto myśleć o przeszłych i przyszłych
miesiącach biedy, samotności, chłodu,

trzymaj mnie długo, trzymaj mnie i zbudź mnie,
znajdź mnie, odwróć mnie,

dwa dni, przepustka z piekła, a czy mogę teraz
posprawdzać swoją pocztę?

w poczcie pogróżki, czarno, a jak to jest spać
z tak luksusową w takich luksusowych?

mógłbym to opowiedzieć, ale nie opowiem,
dwa rozespane burżuje sierpniowe,

och, Boże, co mi teraz zrobisz, co?
nie robię ci nic więcej nad to, co ty,

jest to ten rodzaj snu, z którego wychodzi
się ze śladami w rzeczywistość, ślady

płoną, zostają, oświetlają drogę
powrotną, mówią do mnie, jestem odwrócony,
odwrotny.

niedziela, 9 grudnia 2012

Marcin Świetlicki - Karol Kot

Leon Wyczółkowski, Wawel, 1910

Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod Kopcem Kościuszki.

Mam cień - widziałem - obejrzałem się.
Mam cień siny na śniegu.
Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni
i mam w płaszczu narzędzie.

Nie, nie zasłaniaj. Nie zasłonisz. Zostaw.
No, jeszcze bardziej odkryj.
Lubię jak krwawisz. Bo stare kobiety
nie. Plecy. Dzwonek. Dzwonki
w kościołach, w bramach, pod Kopcem Kościuszki.

Guzik z orzełkiem. Trener
sekcji strzeleckiej stwierdził, że nie mogę
reprezentować. Wziąłem duży rozmach
i ściąłem jednocześnie: chłopca, śnieg, powietrze,
swój kręgosłup, łodygę, śnieg pada, maszeruję przez sen,

mnożę się.

czwartek, 29 listopada 2012

Marcin Świetlicki - Le gusta este jardin?

Wojciech Weiss, Melancholik, 1894


Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej.
Prawdziwy jest. Właściwe barwy
wpełzają we właściwe miejsca.
Wąż ślizga się po wszystkim, co napotka. Właśnie
nas dotknął.

Śnieg spadnie i zakryje wszystko.
Na razie jednak widać miasto – czarną
kość rozjaśnianą niekiedy światłami
maleńkich samochodów,
usiadłem wysoko
i patrzę. Wieczór. Już zamknięte
wszystkie wesołe miasteczka.

Wieczór. Mężczyźni wracają z łupami.
Żarliwi księża zdolni do zbawiaenia
jedynie siebie samych. Szedł pies
z nami i śmierdział. Moje dokumenty
uległy rozkładowi. Wszystko co kochałem
uległo rozkładowi. Jestem zdrów i cały.

Niczego o mnie nie ma w Konstytucji.

1986

Marcin Świetlicki - Doprawdy

Stanisław Eleszkiewicz, Mężczyzna przy stole, 1943
Jestem
wyrafinowanym kloszardem,
doprawdy.
Piję drinki,
na które ty
sobie nie pozwolisz, bowiem
zbierasz pieniądze
na zagraniczne
luksusowe wakacje.

Pająk przeszedł
po mojej strunie,
motyl
usiadł na mojej kanapce.

Jestem wyrafinowanym kloszardem,
doprawdy.

Marcin Świetlicki - Apokryf

Maleńki Jezus był nieznośnym dzieckiem.
Od razu było widać, że nie całkiem jest stąd.
Stada staruszek rozprawiały o nim,
wykonując ówczesne zabobonne znaki.

To dziecko miało nienormalną pamięć,
pamiętało dokładnie cały gwiezdny porządek
i stosowało go na swój
męczący i niezrozumiały sposób.

Wpadał z patykiem w dłoni między rówieśników
organizując rewolucje
albo zamieniał złośliwe staruszki
w ptaki i mchy.

Rodzice często brali go na stronę
i przyglądali mu się z niepokojem,
wówczas podnosił ostrzegawczo palec
i speszeni wracali do swych obowiązków.

Teraz wisi na ścianach pomiędzy kwiatami
i ponad tapczanami licealistek,
został wchłonięty przez te same staruszki
i mężczyźni w sukienkach używają go.

Ale to, jak się zdaje, zbyt go nie obchodzi.
On siedzi na krawędzi, stuka patykiem o patyk.
Gwiazda spada, następna
wznosi się.
Hieronimus Bosch, Dzieciątko Jezus z chodzikiem, olej na desce, ok 1480

środa, 8 sierpnia 2012

Marcin Świetlicki - Pogo


Spałem źle. Ona spała źle. Pełne porozumienie.
Spało nam się źle. W tym kraju..
..w którym wciąż więcej, więcej palantów nosi przy sobie broń.
Zażartowałem sobie, że są to dla nich namiastki penisów..
..choć chodzi o coś groźniejszego.

Źle spałem! Spałem źle. W tym kraju..
..w którym wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz.
Spałem źle. W tym kraju..
. .w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczą.
Jak ci się nie podoba - to wypierdalaj! Źle spałem.

Chociaż się zdarzają jakieś jaśniejsze momenty..
na przykład.. czarne oliwki, wino Sophia-Riesling..
Dwudziesty drugi grudnia 91' oraz efekty owej rewolucji seksualnej,
z których skorzystałem wyjątkowo skwapliwie.
Ponadto Ty jesteś a Ciebie nikt mi nie zabroni.

Źle spałem! Spałem źle..i przyśniła mi się idea.
Przyśnił mi się działacz.
Przyśniły mi się obowiązki i konieczność skruchy.

Kolaboruję z pismem katolickim nie mając nawet kościelnego ślubu.
Nawet nie będąc bierzmowany. Jakaż perwersja!

Zawsze zdradzam. W tym szczególnie pozostaję sobie wierny.
I przelatuję przez te muzea, biblioteki, banki..
..a one ścian już niemal nie mają.
Nie warto się skupiać na tych obcych detalach.

Mam w sobie gorący detal i teraz Cię muszę znaleźć.
Przejdziemy przez siebie w lepsze, gorące kraje.
Bo istnieją. Skoro Ty zaistniałaś, ja już istnieję...

...

I co? I pożar. To bardzo powoli się zaczynało.
Najpierw mnóstwo blasków, zapachów, drobnych świateł.
Teraz płonie. Poważnie.
Ogień stawia swoje stopy ostrożnie.

Ja to sobie tańczę..
..siedząc przed lustrem, nieruchomy, z zamkniętymi oczami.
Tańczę to sobie, ja to sobie tańczę.
Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za ogniem, powoli..
..powoli, powoli..



niedziela, 17 lipca 2011

Marcin Świetlicki - Opluty (44)

Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów, Jan van Goyen, 1656
 
Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie
Na razie chodzę, na razie patrzę, na razie swój nóż ostrzę,
wkładam, zdejmuję kastet.
Opluty.
Opluty.
Napluli mi na plecy.
Nic o tym nie wiem.
Chodzę po mieście. Chodzę po mieście.
PLANTY SZEWSKA RYNEK.
Chodzę po mieście.
RYNEKSZEWSKAPLANTY.
Opluty.
Oplutyoplutyoplutyopluty.
Puuu.
Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.
Na razie chodzę, patrzę. Na razie nic.
Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów.
O pięciu masztach. Dwudziestu armatach.
I zapytają: - Który to Świetlicki?
A ja wtedy stanę na samym środku rynku - i będę wskazywać:
TEGO, TEGO, TAMTĄ, TEGO, TEGO,
WSZYSTKICH!!!!
Opluty. Opluty.
Ooooopluty.
Kraków i Nowa Huta - Sodoma z Gomorą -
z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem.
Chodzę po mieście.
Chodzę po mieście.
Opluty.
 

czwartek, 14 kwietnia 2011

Marcin Świetlicki - Jerzyki, Portulaka

Bourbon w najlepszym przypadku 15.
Stock zaś w najlepszym przypadku to 8.
Taksówek raczej nie używam,
albowiem w centrum siedzę.
Obrzeża już nie wierzą we mnie,
ale i ja już zupełnie w obrzeża nie wierzę.

Nawiązuję do wiersza sprzed dwunastu lat.
Wtedy byłem w rozpaczy, dzisiaj nawet rozpacz
mnie wykluczyła.Biorę leki
na tę chorobę:

jerzyki za oknem
i portulaka, która kwitnie
na parapecie

środa, 13 kwietnia 2011

Marcin Świetlicki - Rozmawianie (na koniec wieku)

W redakcji „Tygodnika Powszechnego" odezwał się telefon.
Trrr. Trrr.
W redakcji „Tygodnika Powszechnego" odezwał się telefon.
Zawsze mnie licho kusi w niewłaściwym momencie
i zawsze jestem w niewłaściwym miejscu.
Trrr. Trrr. Podniosłem słuchawkę. – „Tygodnik Powszechny" –
powiedziałem. W słuchawce odezwał się Czesław
Miłosz zdecydowanie głosem Czesława Miłosza.
– Tu Czesław Miłosz – powiedział. – Z kim mówię? – zapytał.
– Marcin Świetlicki – odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, głosem
Marcina Świetlickiego. – To ja poproszę z kim innym –
powiedział Czesław Miłosz.

wtorek, 9 listopada 2010

Marcin Świetlicki - Małżowina

Teresa Gierzyńska, bez tytułu [ z cyklu: o niej], fotografia 1979
Jeżeli o mnie chodzi – to ja już skończyłem.
Ja już skończyłem – a jak pani?
Jeżeli o mnie chodzi – to ja się odwracam.
Ja się odwracam do ciemnej ściany.

Jeżeli o mnie chodzi – to ja już wychodzę,
nim będę śmieszny i stary.
Jeżeli o mnie chodzi – to ja nie chcę prosić
o ochłap. Nie chcę prosić. Bohater umarły,

lecz nie uwiędły. Tak właśnie od teraz
proszę mnie rozpatrywać. Umarły – ale nie uwiędły
bohater. Owszem. Podoba mi się to.
Wzwód wymierzony w ciemność.



                                                          97 [ z tomiku: Pieśni profana]

Marcin Świetlicki - Przeproś!

Christian Schad, Portret dr-a Hausteina, 1928

Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie.

Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie
w tobie. (Przeproś!)

Kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej.
Kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej
- przed moją wielką wojną, na której poległem.
I nie ma odwrotu. (Przeproś! Przeproś!)

Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie.
Ożywiam się tylko wtedy, gdy myślę o sobie
w tobie. (Przeproś!)

Powiedzmy: mały hotel.
Powiedzmy: mały brudny hotel.
Powiedzmy: w Tczewie.
Wszystko jest w mózgu. Nigdzie więcej.
(Przeproś!)

A

teraz

odwróć się do ściany

i

zaśnij.

A teraz

odwróć się do mnie

i przeproś,

przeproś…



                                                                                  96 [z tomiku: Pieśni profana]

wtorek, 14 września 2010

Marcin Świetlicki - Pobojowisko

Leży przy moim boku udaje że śpi czy coś ładnego zostanie z tych zniszczeń?
już zabiliśmy wszystko jasne ćmy szyb dotykają z obu stron
tym czasem cicho sto razy zaznaczała że mnie nie chce
wypróbowałem jednak wszystkie męskie sposoby
jest
jest przy moim boku na cudzym tapczanie
przegrała zwyciężyła
zwyciężyłem przegrałem
leży
ubrany usiadłem daleko siedzę i palę papierosa patrzę przewrócone
stłuczone dwie szklanki z herbatą popielniczka a w niej dwa długie niedopałki
kiedy otworzy oczy ja otworzę ogień!!!!

poniedziałek, 24 maja 2010

Marcin Świetlicki - Pięć wierszy religijnych

1

Maciek Świetlicki mówi:
- Ja wiem, to jest ten pan,
którego ojciec zabił. 

Cały Nowy Testament
w jednym zdaniu.
Co dalej? 

2
Maciek Świetlicki wie również o piekle.
Ktoś mu musiał nagadać.
Pójdę do piekła, tatusiu. 

Nie pójdziesz. Jestem niegrzeczny.
Wiem, że pójdę. Nie pójdziesz. Na pewno.
A pamiętasz, jak cię kopnąłem? Pamiętasz? 

3
Boże Ciało, pół Rynku lub trzy czwarte Rynku
oblepione wiernymi. Czemuś jestem wierny,
więc czuję się u siebie. 

4
Jeśli to prawda,
że mówi przeze mnie szatan
Bóg się zlituje
i wyrwie mi język. 

5
Odstąpią wody.
Odsłonią wzgórze łotrów
zawieszonych głowami w dół. 

Odsłonią niebo
pełne szarych roślin.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Marcin Świetlicki - Pora śmierci choinek

                                                                 Oskar Dawicki, 

Styczeń, pora śmierci choinek. Trupy rozebrane
z łańcuchów i ozdóbek. Mnóstwo bohaterów
porzuconych na śniegu. Zapomniana gwiazda
pozostawiona, zaplątana między
łysiejące gałązki. Bez blasku.
Trzej królowie już w drodze powrotnej
i nic ich nie prowadzi. Wracają do swoich
rzezi. Dziś ostatni
okruch ze świątecznego ciasta dostał się pod nogi
i dzioby ptaków. To olbrzymie zwierzę, które wchodzi w takich
momentach rycząc: ZAMYKAMY!
KONIEC! KONIEC! Być może jest podłe
i godne nienawiści, ale przecież kiedyś,
gdy będziemy zmęczeni zachodami – wschodami,
lewą i prawą ręką, kocham cię – nie kocham,
będziemy je przyzywać – i gdy wreszcie przyjdzie
- przyjmiemy je z wdzięcznością.


(89)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Marcin Świetlicki - Wola Ludu

Krakowska narzeczona S. Sierakowskiego
(takiego telewizyjnego działacza młodzieżówki
komunistycznej) stwierdza, że w ogóle
nie powinienem pisać, że ostatnia książka
a i poprzednie są kompeltnie jej
niepotrzebne. Powinienem skończyć
z pisaniem i ze wszystkim, bowiem się skończyłem,
jak zauważyła owa krakowska narzeczona
S. Sierakowskiego.

Skąd ona bierze inspirację
do takiego projektu? Kto jej podyktował
ten projekt? Serce. Serce oraz rozum.
Na pewno ów S. Sierakowski starannie dobiera
współpracowników, ja tak mniemam.
Serce i rozum, to jest tom co ich wyróżnia.
Chociaż Dunin-Wąsowicz mówi, że się czepiam.

Krokowska narzeczona S. Sierakowskiego
mówi, że się skończyłem, że nie wolno mi
już pisać. Świetnie. Trzeba słuchać
głos ludu, trzeba się stosować
do ludowej mądrości. Mam projekt na przyszłe
lata: nie pisać dla was. Nareszcie odpocznę.
I tylko raz, którejś nocy, przyjdę jako koszmar,
który każe wam wstać, biec w nic
bezpowrotne.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Marcin Świetlicki - Listopad, niemal koniec świata

Listopad, niemal koniec świata, kilka minut przed zmierzchem.
Schroniłem się w kawiarni, siadłem tyłem do światła.
Wolne? Zajęte - odpowiadam, rzucam kurtkę na to drugie krzesło.

Och, gotów jestem już wyjść z tego miasta, ręce wytrzeć o
liście, cały ten kurz, tłuszcz miasta
wytrzeć o liście, wyjdź ze mną, zobaczysz.

Znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomyśl o tych
łunach, które pozostawimy za sobą, o tych wszystkich miejscach
i kobietach, mężczyznach; pomyśl - z jaką ulgą

będziemy krzyczeć w hotelowym pokoju, na najwyższym piętrze,
a nasze krzyki dotrą na pewno aż na
portiernię. Wolne? Już za chwilę będzie wolne - odpowiadam. Zmierzch.


http://www.youtube.com/watch?v=Q50Jnssea6s

niedziela, 8 listopada 2009

Marcin Świetlicki - Baczność!

Skończyło się dzieciństwo. Baczność! - mówi Pani.
Skończyło się! - od teraz będziemy chadzali
czwórkami. Lub parami. Już się nie schowamy.
Już będziemy zmuszeni głosować. I tańczyć
wszystkie przedziwne narodowe tańce.
Będziemy jednym ogromnym różańcem.

Skończyło się dzieciństwo. Baczność! - mówi Pani.
Wszyscy wejdziemy przez Europę do
supermarketu-katedry, tam Prezydent czeka
oraz czeka tam na nas przemiła Autorka
naszego podręcznika. Wszyscy zaśpiewamy
piosenkę napisaną przez to cudne Państwo.

Skończyło się dzieciństwo. Baczność! - mówi Pani.
Napiszemy felieton do kolorowego
pisemka. To doprawdy jest
zajęcie dla prawdziwych mężczyzn. I poprowadzimy
telewizyjny program kulturalny.
Mieliśmy tonąć, jednak utrzymamy

się na powierzchni. I skończyło się
dzieciństwo. Baczność! Już skończyło się.
Więc wywalczmy sobie dostęp
do ciepłych zagranicznych mórz i internetu.
Stworzymy jedną supersprawną zgodną
sieć komórkową. Baczność! Lepsze papierosy,

lepszy alkohol. Wciąż lepsze i lepsze
podpaski i pampersy, samochody, proszki.
Na zajęciach rytmiki zapoznamy się
z muzyką techno. Kiedy patrzę w twoje
oczy - to się jak akwizytor czuję, mały,
przegrany, próbujący kupę śmiecia sprzedać

nikomu. Jeśli jesteś - przyślij mejla. To jest
najgorsza rola - akwizytor, który
wciska śmieci nikomu. Jeżeli istniejesz -
to przyślij esemesa. Mogę być ci wierny.
Nic mi nie pozostało. Bo skończyło się.
Kulę i bolę się.