wtorek, 27 października 2009

Władysław Broniewski - Bar "Pod Zdechłym Psem"

Zanim się serce rozełka,
- czemu? – a bo ja wiem? -
warto zajrzeć do szkiełka
w barze „Pod zdechłym psem”.

Hulał po mieście listopad,
dmuchał w ulicę jak flet,
w drzwiach otwartych mnie dopadł,
razem do baru wszedł.

„Siadaj, poborco litości,
siewco zgryzot wieczornych.
Czemuś drzew nie oczyścił?
Kiepski z ciebie komornik.

Lepiejby z trzecim kompanem…
Zresztą można i bez” …
Ledwiem to rzekł, już stanął
trzeci mój kompan: bies.

„Czym to ja się spodziewał
pić z takimi jak wy?
Pierwszy będzie mi śpiewał,
drugi będzie mi wył.

Cyk! kompania! Na zdrowie!
Pijmy głębokim szkłem.
Ja wam dzisiaj o sobie opowiem
w barze „Pod Zdechłym Psem”.

I poniosło, poniosło, poniosło,
na całego, na umór, na ostro,
i listopad pijany i bies,
a mnie gardło się ściska do łez.

I poniosło, poniosło, poniosło,
w sali uda o uda trze foxtrott,
w koło piją, całują, wrzeszczą
nieprzytomnie, głupawo, złowieszczo.

przetaczają się falą pijaną
i tak – do białego dnia…
Milcząc pijemy pod ścianą
diabeł, listopad i ja.

„Diable, bierz moją duszę,
jeśli jej jesteś rad,
ale przeżyć raz jeszcze muszę
moje czterdzieści lat.

Daj w nowym życiu, diable,
miłość i śmierć, jak w tem,
wiatr burzliwy na żagle,
myśl - poza dobrem i złem.

Znów, będę bił się i kochał,
bujnie, wspaniale żył.
Radość, a nie alkohol,
wlej mi, diable do żył” …

Diabeł był w meloniku,
przekrzywił go: „Żyłeś dość,
to dlatego siedzimy przy twoim stoliku
siedzimy: rozpacz i złość.

Głupioś życie roztrwonił.
Życie – to jeden haust.
Słyszysz, jak kosą dzwoni
stara znajoma, Herr Faust?

Na diabła mi dusza poety?
- tak ze mnie diabeł drwi, 0
w wiersześ wylał, niestety,
resztki człowieczej krwi”…

Zniknęli czort z listopadem,
rozwiali się – gdzie? – bo ja wiem?
A ja na podłogę padam
w barze „Pod Zdechłym Psem”.

Szumi alkohol i wieczność…
Mruczą: „Zalał się gość”…
A ja: „Zgódźcie na Drogę Mleczną
Taksówkę… Ja już mam dość”…

1 komentarz: