Anna Bilińska Bohdanowicz, Saska Kępa zimą, 1877 |
Kupować przez dwa dni płyty, butelki Jacka Danielsa
(naprawdę – seks po Danielsie jest o
niebo lepszy
niż po haszyszu – i to bez dyskusji)
zarozumiałe sierpniowe burżujstwo,
kupować czarne koszulki, z dobrej
firmy, ale
przecenione i słuchać, leżąc na
podłodze
w obcym mieszkaniu cudnie przemądrzałej
muzyki, a na obiad jest od dwu dni
indyk,
wszystko w połowie drogi, obojętne
miasto,
jeśli podasz mi tamto, ja w zamian
ułatwię
ci sześć orgazmów, trzymam cię za
słowo,
och, trzymaj mnie za słowo, trzymaj
mnie za wszystko,
nie warto myśleć o przeszłych i
przyszłych
miesiącach biedy, samotności, chłodu,
trzymaj mnie długo, trzymaj mnie i
zbudź mnie,
znajdź mnie, odwróć mnie,
dwa dni, przepustka z piekła, a czy
mogę teraz
posprawdzać swoją pocztę?
w poczcie pogróżki, czarno, a jak to
jest spać
z tak luksusową w takich luksusowych?
mógłbym to opowiedzieć, ale nie
opowiem,
dwa rozespane burżuje sierpniowe,
och, Boże, co mi teraz zrobisz, co?
nie robię ci nic więcej nad to, co
ty,
jest to ten rodzaj snu, z którego
wychodzi
się ze śladami w rzeczywistość,
ślady
płoną, zostają, oświetlają drogę
powrotną, mówią do mnie, jestem
odwrócony,
odwrotny.
Z. ze wspomnieniem pewnego grudniowego poranka
OdpowiedzUsuńŚwietlicki nigdy nie zawodzi.
OdpowiedzUsuń