Jak tam, panie Ildefonsie,
czy porządki już robią się?
Konstanty Ildefons:
Tylko bez tych 'się", gwiazduchno:
'Się" - to bujda. 'Się" to próchno.
Owo 'się" połóżmy w grobie.
Nie 'się" robi, lecz ja robię.
Jeden cegły. Drugi rymy.
Wy robicie. My robimy.
Mikołaj:
Dobrze. Dobrze. Przestań stękać.
Już nie będę sięsięsiękać,
a rozmowy naszej wątki
to są świąteczne porządki,
przeto powiedz mi, gołąbku,
czy już wszystko masz w porządku?
Konstanty Ildefons:
Niezupełnie. Ale prawie.
Zaraz wszystko ci przedstawię:
Najprzód starłem horrendalność,
wymiotłem niepunktualność.
Mikołaj:
Jak to? Miotłą? Mów, perełko.
Konstanty Ildefons:
Właśnie. Miotłą i miotełką.
Bowiem, panie Mikołaju,
są tacy, co się spóźniają,
czas dla nich to woda mętna,
bo nie czują czasu tętna.
Mówi taki jeden z drugim:
'Przyjdę o godzinie drugiej".
A tu już i piąta mija,
gdzieś się zapodział bestyja,
gdzieś się błąka, gdzieś grasuje,
horrendalny złodziej czasu,
chodzi tępy, chodzi bierny,
cóż dla niego znaczy termin.
On tak lubi mglisto-mglasto,
między trzecią i trzynastą...
gdzieś... w czwartek... koło Filtrowej -
jak hermenegildy owe,
co czas mierżą takim kątem:
'Raczej w piątek. Koło piątej".
A my, panie Mikołaju,
czas cenimy w naszym kraju.
Niechaj grom satyry palnie
w to słówko 'ewentualnie",
w te paniusie, mój Mikusiu,
w tych cacusiów-ewentusiów.
Mikołaj:
Amen. Amen. Amen. Amen.
Niech satyra zda examen.
Jam też nie żałował ręki
dla różnej płci hermenegild;
lecz powiedz, Ildefonsini,
cóżeś jeszcze tam wyczynił,
w jakieś jeszcze strzelał ptactwo?
Konstanty Ildefons:
Ano, w ględziarstwo, w mętniactwo.
Mikołaj:
Cóż to znaczy, na Jowisza?
Takich słówek-żem nie słyszał.
Konstanty Ildefons:
Zaraz ci to. Mikołajku,
wytłumaczę: Przykład: Jajko
Mikołaj:
znosi kura.
Konstanty Ildefons:
Ano właśnie.
Ale czasem człowiek zaśnie,
nim się dowie, o co chodzi -
bo ta... ten... hermenegilda
bardzo estetyczny styl ma
i w tym stylu ględzi co dzień:
'Jajko... problem... jest... jajczany...
kura... tak powiem... ptaszyna..."
I w tym sensie. Wykapany
'Metafizyk" Fonwizina;
ględologia na koturnie,
nie wesoło, lecz pochmurnie,
a grunt, żeby niekonkretnie.
Niekonkretnie? No, to świetnie.
Już rozumiesz?
Mikołaj:
Ni pół słowa.
Dziwna mi ta wasza mowa,
ale miła, sercu bliska
i jak celny pocisk błyska.
Żałuję, że mi się zgasło.
Razem z wami wieś i miasto
wznosiłbym. Byłem scriptorem.
Ej! Machałbym moim piórem.
Lecz na mnie czas. Mgły pierzchają.
(pokręca wąsa)
Promień słońca lśni na wąsie.
Konstanty Ildefons:
Do widzenia, Mikołaju.
Mikołaj:
Pa, Konstanty Ildefonsie.
(na odchodnym)
Ale, ale, takiś wesół,
maszli do radości pretekst?
Konstanty Ildefons:
Dwa.
Mikołaj:
Co?
Konstanty Ildefons:
Dźwignia.
Mikołaj:
I co?
Konstanty Ildefons:
Zespół -
Mikołaj & Konstanty Ildefons
(w duecie):
Jak powiedział Archimedes.
Przy okazji świąt i mojej pracy magisterskiej, która pisze się się.
OdpowiedzUsuńA poza tym, to wierszyk ten opublikowany w 1950 roku, jest ciekawym przykładem napisania wiersza, który byłby zgodny z ideą doktryny socrealizmu - apologia pracy, a jednocześnie leży poza nią i podejmuje niezmiernie subtelną grę z językiem oficjalnym.
No do roboty!