wtorek, 15 grudnia 2009

Konstanty Ildefons Gałczyński - Rozmowa między Mikołajem i Konstantym Ildefonsem

   Mikołaj:
 Jak tam, panie Ildefonsie,
czy porządki już robią się?

  Konstanty Ildefons:
Tylko bez tych 'się", gwiazduchno:
'Się" - to bujda. 'Się" to próchno.

Owo 'się" połóżmy w grobie.
Nie 'się" robi, lecz ja robię.

Jeden cegły. Drugi rymy.
Wy robicie. My robimy.


Mikołaj:
Dobrze. Dobrze. Przestań stękać.
Już nie będę sięsięsiękać,

a rozmowy naszej wątki
to są świąteczne porządki,

przeto powiedz mi, gołąbku,
czy już wszystko masz w porządku?


Konstanty Ildefons:
Niezupełnie. Ale prawie.
Zaraz wszystko ci przedstawię:

Najprzód starłem horrendalność,
wymiotłem niepunktualność.


Mikołaj:
 Jak to? Miotłą? Mów, perełko.


Konstanty Ildefons:
Właśnie. Miotłą i miotełką.

Bowiem, panie Mikołaju,
są tacy, co się spóźniają,

czas dla nich to woda mętna,
bo nie czują czasu tętna.

Mówi taki jeden z drugim:
'Przyjdę o godzinie drugiej".

A tu już i piąta mija,
gdzieś się zapodział bestyja,

gdzieś się błąka, gdzieś grasuje,
horrendalny złodziej czasu,

chodzi tępy, chodzi bierny,
cóż dla niego znaczy termin.

On tak lubi mglisto-mglasto,
między trzecią i trzynastą...

gdzieś... w czwartek... koło Filtrowej -
jak hermenegildy owe,

co czas mierżą takim kątem:
'Raczej w piątek. Koło piątej".

A my, panie Mikołaju,
czas cenimy w naszym kraju.

Niechaj grom satyry palnie
w to słówko 'ewentualnie",

w te paniusie, mój Mikusiu,
w tych cacusiów-ewentusiów.


Mikołaj:
Amen. Amen. Amen. Amen.
Niech satyra zda examen.

Jam też nie żałował ręki
dla różnej płci hermenegild;

lecz powiedz, Ildefonsini,
cóżeś jeszcze tam wyczynił,

w jakieś jeszcze strzelał ptactwo?


Konstanty Ildefons:
Ano, w ględziarstwo, w mętniactwo.


Mikołaj:
Cóż to znaczy, na Jowisza?
Takich słówek-żem nie słyszał.


Konstanty Ildefons:
Zaraz ci to. Mikołajku,
wytłumaczę: Przykład: Jajko


Mikołaj:
znosi kura.


Konstanty Ildefons:
  Ano właśnie.
Ale czasem człowiek zaśnie,

nim się dowie, o co chodzi -
bo ta... ten... hermenegilda

bardzo estetyczny styl ma
i w tym stylu ględzi co dzień:

'Jajko... problem... jest... jajczany...
kura... tak powiem... ptaszyna..."

I w tym sensie. Wykapany
'Metafizyk" Fonwizina;

ględologia na koturnie,
nie wesoło, lecz pochmurnie,

a grunt, żeby niekonkretnie.
Niekonkretnie? No, to świetnie.

Już rozumiesz?


Mikołaj:
  Ni pół słowa.
Dziwna mi ta wasza mowa,

ale miła, sercu bliska
i jak celny pocisk błyska.

Żałuję, że mi się zgasło.
Razem z wami wieś i miasto

wznosiłbym. Byłem scriptorem.
Ej! Machałbym moim piórem.

Lecz na mnie czas. Mgły pierzchają.

(pokręca wąsa)
Promień słońca lśni na wąsie.


Konstanty Ildefons:
Do widzenia, Mikołaju.


Mikołaj:
Pa, Konstanty Ildefonsie.
  (na odchodnym)
Ale, ale, takiś wesół,
maszli do radości pretekst?


Konstanty Ildefons:
Dwa.


Mikołaj:
  Co?


Konstanty Ildefons:
  Dźwignia.


Mikołaj:
  I co?


Konstanty Ildefons:
  Zespół -

Mikołaj & Konstanty Ildefons
(w duecie):
 Jak powiedział Archimedes.

1 komentarz:

  1. Przy okazji świąt i mojej pracy magisterskiej, która pisze się się.

    A poza tym, to wierszyk ten opublikowany w 1950 roku, jest ciekawym przykładem napisania wiersza, który byłby zgodny z ideą doktryny socrealizmu - apologia pracy, a jednocześnie leży poza nią i podejmuje niezmiernie subtelną grę z językiem oficjalnym.

    No do roboty!

    OdpowiedzUsuń