wtorek, 29 czerwca 2010

Bruno Jasieński - Łabędź i Leda. Sprostowanie

                                             Jerzy Hulewicz, Łabędź i Leda


O Łabędziu i Ledzie pewien dema-gogo
Napisał rzecz w „Winnicy” – zakończył ją srogo:

Oto z ptaka o kształtach Wenus Kallipygos
Bigos rozkazał zrobić tam kucharce, czy gos-

Podyni, która potem – o najsroższa z meger!
Zjeść go dała mężowi, ubranemu w „Jaeger”.

Tak to kala poeta serc czysty sentyment,
Z łabędzie czyniąc ludzkich żołądków aliment!...

Każdy rym w tej historii połyska jak klejnot,
Nie braknie romantycznych i lirycznych w niej not,

Lecz koniec, tudzież morał tych dowcipnych skier set
Nieco mija się z prawdą – ja znam inny werset.

* * *
Z bijącym trwożnie sercem, w którym dźwięczał eter,
Wdział łabędź z piór jedwabnych śnieżnobiały sweter,

Po czym udał się dumny, że tak piękny ma dress,
W niedzielę po południu pod wskazany adres.

Zastał Ledę przybraną w cudny zwiewny negliż.
- Nie oddasz go słowami, choć się w słowach bielisz!

(Nie bluźnię ci, poezjo, ni ci nie ubliżam,
Lecz wara twoim rymom od kobiecych pyjam!

Przed cudem, który umie oddać każdy żurnal, 
Ty stajesz zlękła, niema – niczym dworski furnal!

O Muzo, ty wiesz, co to jest damska pyjama,
Ale nie jako Muza – jeno jako dama…)

Zadrżały słodkie uda krągłobiodrej Wenus,
Gdy ujrzała kochanka egzotyczny genus.

On zasię upadł do stóp najpiękniejszej z niewiast,
Przeczuwając w kraj tęsknot najpiękniejszy w śnie wjazd – 

Rzekł cicho, melodyjnym językiem łabędzim:
„O Ledo – jakżeż cudne dziś godziny spędzim!

Nic mi już męka cierpień, łzy i tysiąc klęsk nic – 
Teraz jestem przy tobie - - - umierałem z tęsknic – 

Teraz wiem – być przy tobie i pić twoją rozkosz
I być łabędziem – Ledo! – nie cudnie-ż, nie bosko-ż?”

„Czy zdołasz mi rozewrzeć wszystkich szałów raje?”
Zapytała go Leda – „Szyję na to daję!...”

W miękkim łożu łabędzia cudna, giętka szyja
Opieszcza ciało Ledy, opręża, owija,

Niezmęczona, jedwabna, najsłodsza i mocna,
Aże stało się - łabędź stracił głowę do cna!

Leda drżąca, wstrząsana cudownymi spazmy
Po najskrytszych komórek najtajniejsze plazmy,

Szepnęła wreszcie cicho: „Cudownie to czynisz
Śnieżnopióry łabędziu – teraz czas na finisz…”

On zmartwiał - znieruchomiał – i stał się jak upiór,
I zdrętwiał po obsadki srebnośnieżnych stu piór.

„Ledo – jęknął – co myślisz?” Odrzekła mu Leda,
Co myślała. (To tutaj powiedzieć się nie da…)

„O nieba! – jęczał łabędź – ja, który cię kocham?!
Każdy chłop to potrafi, każdy zdziała to cham!

Czyli jestem łabędziem, czy zwykłym kogutem?
(Tutaj Leda spojrzeniem zmierzyła go kutem)

Łabędziu, który skalasz łabędzią kulturę, 
Nie Ledę – lecz po wieki do łona tul kurę!”

„Kultura? – rzekła Leda – młody przyjacielu,
Tak - bardzo dobrze – może być – środkiem do celu – 

Mniejsza o to – jak nazwiesz ten czy inny wyczyn – 
Nie imam twych skrupułów, ani – może – przyczyn? – 

Trudno” - - - i znowu zwiewny narzuciła strój,
Nucąc z cicha: „O żegnaj łabędziu mój…”

Zrozumiał ptak o kształtach Wenus Kallipygas
Pieśń, którą raz nad stawem zaśpiewał mu Dygas.

Pobladł. Wyszedł Na schodach, skulony w opończy,
Spotkał małżonka Ledy. Pomyślał - „ten skończy…”

I nie bacząc w ulicach na wdzięki panienek,
Wrócił z gorzkim uśmiechem w duszy do Łazienek.

Tam cierpiał przez noc całą okrutnie i łzawie,
Aż nad ranem utopił się w rodzonym stawie,

Odśpiewawszy ostatnią z swych łabędzich kantyk.
I tak zginął ostatni miłosny romantyk…

* * *

Owóż tak, nie inaczej skończył się ten kawał.
A sens? – Jest dużo prostszy, niżby się wydawał.

Każdy przyzna, że wina owej całej biedy
Jest zarówno po stronie łabędzia, jak Ledy.

Więc dorgi czytelniczki, wyjdźmy teraz na łów –
W obronie moralności znajdziem pięć morałów.

Więc najpierw m o r a ł p i e r w s z y: Bywa tak u wielu,
Że wszystko bez wyboru jest ś r o d k i e m d o c e l u…

M o r a ł d r u g i: Czasami tak się coś z czymś spotka – 
Każdy środek do celu – jest c e l e m d o ś r o d k a.

M o r a ł t r z e c i (wart, by go ktoś w marmurze odkuł):
W miłości złota droga jest zawsze w pośrodku.

M o r a ł c z w a r t y: Łabędziu, choć sto lat pożyjesz,
Nie uda ci się – s z y j ą m u r u n i e p r z e b i j e s z!

M o r a ł p i ą t y – ostatni – przyzna Ledzie prefekt,
Bo nie chodzi o defekt, jedynie o efekt:

Jakkolwiek zawikłają się trójkątów matnie,
Mąż zawsze, s i ł ą r z e c z y, m a s ł o w o o s t a t n i e.

* * * 
A cel bajki: Z powodu powszechnej żałoby
Chciałem rzec, że nieprawdą jest tylko, jakoby….
__ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz