czwartek, 3 czerwca 2010

Jerzy Libert - Pieśń o zagładzie

 
Jak lekko, żwawo skacze rtęć
I rośnie słupek w termometrze -
Trzydzieści siedem, kresek pięć!
Ach, tak niewinnie się zaczyna!
Tylko oddechy coraz prędsze.
I pod oczami sine piętna...
Jak po drabinie rtęć się wspina,
Po kreskach - srebrna, obojętna...


Tylko się oczy stają większe,
Tylko oddechy coraz prędsze,
Język oblepia gęsta ślina
I nagle zjawa się plwocina.
Słodkawo-kwaśna, zielonkawa,
Jak lekko, dobrze się odpluwa,
A słupek rośnie w termometrze,
Skacze, a potem się posuwa
Kreska po kresce, w gorę wspina
W rureczce szklanej srebrna lawa...
Wiemy, nadchodzi Jej godzina!


Krwią się zabarwia zwiędła cera,
W zamglonym oku światło drga,
Światełko fosforyczne płonie.
A słupek rośnie w termometrze,
Wyżej i wyżej cyfrą wzbiera -
I tylko wilgotnieją dłonie,
Tylko oddechy coraz prędsze,
Tylko znużenie coraz większe
I świat zasnuwa senna mgła...


Wpadamy w sen - w oślizgły lej
I nurkujemy, wirujemy...
A dnie się robią coraz gęstsze,
W mięśniach znużenie, w mięśniach klej!
I łagodnieją, miękną ruchy,
Najpowolniejsze - jakże męczą!
Na schodach, młodzi, przystajemy,
I jak w syropie gęstym muchy,
W mózgu zlepione myśli brzęczą.

Tylko się oczy stają większe,
Tylko oddechy coraz cięższe
I kaszel żebra nam rozsadza.
Przeciągły, głuchy, w izbie dudni,
Do gardła skacze i ujada.
Oddech chwytam coraz trudnej,
W przekrwionych oczach fruwa sadza.
W ścianę stukają u sąsiada.


A za szybami ciągnie jesień -
Na liść ostatni dmucha mgłami.
I wyczerpanym, zakasłanym
Przygrywa miasto za szybami,
Jak dobrze nakręcony bąk.
Kołuje z gwizdem i warkoce.
Szyby przebiega melodiami,
A w takt mu wtórzy i dygoce
Spluwaczki metalowy krąg...
. . . . . . . . . . . . . . .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz