wtorek, 29 czerwca 2010

Bruno Jasieński - Łabądź i Leda


                                            Jurek najkoszmarniejszy Kossak - Leda z łabędziem

Bajka współczesna

W historycznych Łazienkach, wypasiony bułką,
Biały łabądź po stawie pływał sobie w kółko.

Nie zadawał się z braćmi i unikał siostrzyc,
Bo mawiał, że mu skrzydła chcą koniecznie ostrzyc.

Są tacy, co to nie śpi, nie wypije, nie zje,
Tylko chodzi po nocy i pisze poezje.

Łabądź, chociaż nie pisał i nie władał wierszem,
Był jednakże poetą w znaczeniu najszerszem.

I kołysząc się z miną natchnionego barda,
Marzył o białej Ledzie, co biódr swych żar da.

Tęsknił, czekał jej, szukał w każdej czułej parce.
I tak mijały sierpnie, jesienie i marce. 

Raz, gdy przeklinał los swój, próżnych cierpień sprawcę,
Ujrzał ją niespodzianie, na sąsiedniej ławce.

Choć strojna była w suknię, nie antycznie naga,
Łabądź odgadł od razu, że ten strój to blaga.

I nie bojąc się stróżów i ich ciężkich łopat,
Pobiegł do niej w zachwycie i do stóp jej opadł.

I rzekł: „O Ledo, nie wiesz, ile lat już więdnę,
W pożądaniu twych pieszczot, co mi są niezbędne.

Przed ikoną twych oczu, gdzie trzepoce rzęs knot,
Przychodzę ci się w ciszy wyspowiadać z tęsknot.

Pójdź i pożar niesyty mej miłości zagaś, 
Pokaż, żeś stokroć bielsza niźli ja, gdy naga-ś.

Szat tych blichtru się pozbądź, jak najczystsza łza bądź…”
Tak mówił do swej Ledy zakochany łabądź.

Zaś Leda, gdy swój afekt wyspowiadał przed nią,
Zaskoczona tą sceną, trochę niepowszednią,

Odrzekła: „Zanim ogród ten zamykać zaczną,
Zważę pańską ofertę wcale niedwuznaczną.

Lecz pozwól, że zamiast stawiać ci pytania kręte,
Spytam: masz pan mieszkanie, dochody lub rentę?

Czy też w wirze miłości, co przemija wkrótce,
Proponujesz mi lokal w tej łabędziej budce?

Gdybyś był paradyzem, albo strusiem zgoła,
Mogłabym na kapelusz wziąć cię, lub na boa,

Ale bądź tutaj mądra i coś z tego nabądź,
Kiedy twoim kochankiem jest zwyczajny łabądź.

Cóż więc waćpan posiadasz, że potrącę w sedno, 
By stworzyć życie damie, która jest wybredną,

Bowiem dopiero wówczas miłość w blaski skrzy je?”
Mówiono – bąknął łabądź – że mam piękną szyję…

„Szyję?... Tak… Oczywiście… Omal żem nie zgadła,
Ale czyż szyja może być podstawą stadła?

Znam wprawdzie baśń o damie (bajał jakiś wieszcz ot),
Co nad wszystkie przeniosła rozkosz pańskich pieszczot,

Że w miłości zaś nęci mnie przeważnie finisz, 
Bardzo jestem ciekawa, jak to waćpan czynisz.

Zamiast przeto w Łazienkach wikt mieć mniej niż cienki,
Przyjdź pan dzisiaj wieczorem do mojej łazienki.

Mąż w drodze, sługi nie ma, ani ziębi dom ją,
Więc nikt nawet nie zgorszy się naszą sodomią.

Tam mi możesz dowody dać rzeczowe, zaliż
Takiś silny w miłości, jak się tutaj chwalisz”.

To rzekłszy, krokiem płynnym, co się oddać nie da,
Rzuciwszy mu swój adres, wyszła z parku Leda.

Zaś łabądź przygnębiony tym nieszczęściem świeżem
Długo brodził po parku z najeżonym pierzem,

A kiedy mu koledzy doradzali: Spać idź!
Rzekł sobie: „Raz znalazłszy, czyż mam znów ją stracić?!”

I w pogoni za ziemi najpiękniejszą z cór tą
Wyśliznął się o zmroku jakąś boczną furtą.

Lecz, że nigdy za parkan nie wychodził dalej,
Szybko zbłądził wśród ulic, zaułków i alej,

I miast mieszkania Ledy, z chodów, gdzie aż cuchnie,
Odwiedził jakąś obcą urzędniczą kuchnię.

Tam hałastra bachorów, widząc taki kąsek,
Ukręciła mu szyję, jak najprostszej z gąsek,

I z łabędzia o kształtach Wenus Kallypigos
Przez tydzień jedli rosół, potrawkę i bigos.

Na tym koniec. By zamknąć bieg tych zdarzeń mglistych, 
Na zakończenie dodam jeszcze jeden dystych.

Jest pewien stary pewnik, czas by się już przyjął:
Jeśli chcesz posiąść damę – nie czyń tego szyją.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz