moja maleńka śpiewna żono,
włożysz kapelusz swój niemodny
i suknię starą, poplamioną.
Ja mam lornetkę w głębi szafy
I rumu resztkę dla rozgrzewki.
Ach, przecież wiem, że ty potrafisz
zrobić obiad z jednej marchewki.
I nikt nie będzie się wybierał
do nas, ni dzwonił, ani pytał...
wreszcie - pocałuj Goldfedera,
Kolasińskiego albo Szmyta.
Pójdę! ach, czemu nie? wiadomo:
Życie to życie, nie przelewki.
Pójdę, jak w transie za oskomą...
Dwa większe rumy dla rozgrzewki!
Goldfeder siedzi na swym kółku:
telefon, brzuch, co się wypina,
biała kawusia z białą bułką.
A ja tak stoję, jak brzezina.
Ach, telefony, telefony!
Człowiek się wstydzi, człowiek się wstydzi.
Nie jestem przecież święty Idzi...
- Pan ma nie tylko nos czerwony,
ale coś więcej. To się widzi.
Ja - takie małe, brzydkie słówko
(człowiek jest słaby, ale krewki)...
- Uszanowanie! - i taksówką...
Dwa większe rumy dla rozgrzewki.
Ach, te podróże, te podróże!
To mżenie lamp w automobilach!
Potem dla żony cztery róże -
I to milczenie, i ta chwila.
I zapach mydła, piekło balii,
duet z posłańcem i z portierem...
A ja bełkoczę: Szmyt w Australii,
wyjechał razem z Goldfederem.
No nic! No nie płacz - spójrz, to stokroć,
ach, nie - to róże. Nie - to storczyk.
A rano źle, a rano mokro -
w południe można spać na dworcu....
Można mieć małe zamarznięte pięści.
I gdzie popatrzysz, tam twój kraj.
Bo bezrobocie to jest nieszczęście,
a praca w firmie - czysty raj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz