Paul Cezanne, Portret ojca artysty, 1866 |
Kiedyś lubił rydzyki w occie
i rewolucją straszył -
dzisiaj pracuje na poczcie -
skubnięty ptaszek -
biduś,
Tatuś.
Już dzisiaj inteligenckie kiszeczki rydzyków strawić nie mogą,
a rewolucja podchodzi - jak księżyc pod płot - ale zupełnie inną drogą...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Rano szaro... czkawka:
może to serce? może żołądek?...
Pod fotografią Sławka
pije Tatuś mdły wrzątek;
szklanka pachnie marynowanym śledziem...
Trudno, jak się komu nie wiedzie, to się nie wiedzie.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wokół Tatusia przy okrągłym stole
cztery potworki:
Zuzia, Kiciusia, Zbyszek i Bolek,
trącony psychicznie:
łyka korki;
przedwczoraj łyknął korek
od szampańskiego...
Byli czasy... przed wojną!
panietego.
Patrzy Tatuś na dziatki: Jacy to mali,
jacy ospali, monstrualni ludzie!
We mgle je spłodził, w nostalgii
oraz w ogromnej nudzie.
Wpół do ósmej. "Już odchodzę do biura,
I żeby mi na obiad była zupa, a nie lura".
Oto biuro: kałuża niepokoju.
Od 8-ej do 3-ej Tatuś się czołga.
Potem obiad, znów dzieci... i tak jest zimno i bez jutra w pokoju,
że tylko płakać lub blużnić, lub śpiewać "Wołga Wołga".
Po obiedzie Tatuś zasłania okna mapą
(z rolety krawaty)
i liczy wydatki na podatki i składki,
a jak liczy, to rzuca obelgi na władców matki,
czyli... że... co do tych okien... to każdy kraj ma gestapo:
liczy Tatuś: - Raz... dwa... trzy...
daj na Polski Biały Krzyż,
daj na ZAKUP NOWYCH TRĄB,
daj na K.O.P. i daj na LOPP*,
daj na Kurpiów, daj na Łemków,
na spółdzielnię "Chatka ze mchu",
na Związek Obrony Błaszek,
na wystawę ""Polski Ptaszek":
i na P.A.L., i P.A.N., i P.U.K,
i na Ligę Polskich Dróg,
na O.R.P. "Joseph Conrad"
i na bal "Krajowa Flądra";
na konopie i Filipa,
i na Klub Polskiego Grzyba,
na Ti-tii i na Bo-boo,
na Aha! i na Oho!
I na Ligę "Bić czy wolno?"
też na Polską Macierz Szkolną...
i na Morze, i na Góry,
i na Hewrę Pań Ponurych,
na Księżyc i na Kometę,
na te sprawy i na nie te...
Liczy Tatuś: - Ach, niedobrze!
bo jak nie dam, kto mnie poprze?...
I na Album, i na Medal...
w łeb bym dostał, gdybym nie dał...
Liczy Tatuś i się głowi,
płacze pióro w małych dłoniach,
i ze zgrozy Tatusiowi
rośnie z ucha pelargonia.
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
Już wieczór. Ładny interes!
Bolek łyknął korek od elektryki.
A mamusia powiada do Tatusia:
- Szoruj, Michałku, po 20 deka tłuszczu roślinnego "Ceres".
- Dobrze.
Tatuś wychodzi, żółty i nieufny,
w strasznych lakierkach Bata.
Idzie, marzy. Aż tu przed Dworcem Głównym
i rewolucją straszył -
dzisiaj pracuje na poczcie -
skubnięty ptaszek -
biduś,
Tatuś.
Już dzisiaj inteligenckie kiszeczki rydzyków strawić nie mogą,
a rewolucja podchodzi - jak księżyc pod płot - ale zupełnie inną drogą...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Rano szaro... czkawka:
może to serce? może żołądek?...
Pod fotografią Sławka
pije Tatuś mdły wrzątek;
szklanka pachnie marynowanym śledziem...
Trudno, jak się komu nie wiedzie, to się nie wiedzie.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wokół Tatusia przy okrągłym stole
cztery potworki:
Zuzia, Kiciusia, Zbyszek i Bolek,
trącony psychicznie:
łyka korki;
przedwczoraj łyknął korek
od szampańskiego...
Byli czasy... przed wojną!
panietego.
Patrzy Tatuś na dziatki: Jacy to mali,
jacy ospali, monstrualni ludzie!
We mgle je spłodził, w nostalgii
oraz w ogromnej nudzie.
Wpół do ósmej. "Już odchodzę do biura,
I żeby mi na obiad była zupa, a nie lura".
Oto biuro: kałuża niepokoju.
Od 8-ej do 3-ej Tatuś się czołga.
Potem obiad, znów dzieci... i tak jest zimno i bez jutra w pokoju,
że tylko płakać lub blużnić, lub śpiewać "Wołga Wołga".
Po obiedzie Tatuś zasłania okna mapą
(z rolety krawaty)
i liczy wydatki na podatki i składki,
a jak liczy, to rzuca obelgi na władców matki,
czyli... że... co do tych okien... to każdy kraj ma gestapo:
liczy Tatuś: - Raz... dwa... trzy...
daj na Polski Biały Krzyż,
daj na ZAKUP NOWYCH TRĄB,
daj na K.O.P. i daj na LOPP*,
daj na Kurpiów, daj na Łemków,
na spółdzielnię "Chatka ze mchu",
na Związek Obrony Błaszek,
na wystawę ""Polski Ptaszek":
i na P.A.L., i P.A.N., i P.U.K,
i na Ligę Polskich Dróg,
na O.R.P. "Joseph Conrad"
i na bal "Krajowa Flądra";
na konopie i Filipa,
i na Klub Polskiego Grzyba,
na Ti-tii i na Bo-boo,
na Aha! i na Oho!
I na Ligę "Bić czy wolno?"
też na Polską Macierz Szkolną...
i na Morze, i na Góry,
i na Hewrę Pań Ponurych,
na Księżyc i na Kometę,
na te sprawy i na nie te...
Liczy Tatuś: - Ach, niedobrze!
bo jak nie dam, kto mnie poprze?...
I na Album, i na Medal...
w łeb bym dostał, gdybym nie dał...
Liczy Tatuś i się głowi,
płacze pióro w małych dłoniach,
i ze zgrozy Tatusiowi
rośnie z ucha pelargonia.
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
Już wieczór. Ładny interes!
Bolek łyknął korek od elektryki.
A mamusia powiada do Tatusia:
- Szoruj, Michałku, po 20 deka tłuszczu roślinnego "Ceres".
- Dobrze.
Tatuś wychodzi, żółty i nieufny,
w strasznych lakierkach Bata.
Idzie, marzy. Aż tu przed Dworcem Głównym
furczy transparent UCZMY SIĘ LATAĆ.
"Uczmy się latać, Tatusiu!".
beczy transparent. A Tatuś ma przeziębiony
pęcherz i w spodnie robi siusiu.
. . . . . . . . . . . . . . . .
Zapada noc, noc ponura,
zasypia Polska, tysiące, tysiące Tatusiów, tęskniących do miłości...
Tatuś przez sen: - Znów na święcie Niepodległości
będę moknął... jak co? .... jak kura...
We czwartek muszę iść na Wiec ze Śląskiem Cieszyńskim,
w piątek muszę odkupić skradziony kandelabr,
w sobotę muszę skoczyć o tyczce. Dla chleba.
Cóż, nie każdy Tatuś jest Boguś Miedziński.
. . . . . . . . . . . . . . . .
Znów minął tydzień. Firmament chmurniej.
Jeśli słoneczniej, to w niedzielę.
Kawa "Enrilo", «Poranny Kurier»
grzmi na kartele.
Tatuś to czyta. Tatuś ufa
(na obiad będzie lepsza zupa).
Tatuś się drze i pieni.
Dzieciny patrzą jak w cudaka!
I tak, pod wpływem «Poranniaka»,
rośnie w TATUSIU - LENIN.
I wszystko było już tak październikowo -
i podział dóbr miał być zrobiony sprawiedliwie...
Niestety! Tatuś ni stąd, ni zowąd
zatruł się szprotkami w oliwie.
Umarł.
Ja się nie śmieję.
"Uczmy się latać, Tatusiu!".
beczy transparent. A Tatuś ma przeziębiony
pęcherz i w spodnie robi siusiu.
. . . . . . . . . . . . . . . .
Zapada noc, noc ponura,
zasypia Polska, tysiące, tysiące Tatusiów, tęskniących do miłości...
Tatuś przez sen: - Znów na święcie Niepodległości
będę moknął... jak co? .... jak kura...
We czwartek muszę iść na Wiec ze Śląskiem Cieszyńskim,
w piątek muszę odkupić skradziony kandelabr,
w sobotę muszę skoczyć o tyczce. Dla chleba.
Cóż, nie każdy Tatuś jest Boguś Miedziński.
. . . . . . . . . . . . . . . .
Znów minął tydzień. Firmament chmurniej.
Jeśli słoneczniej, to w niedzielę.
Kawa "Enrilo", «Poranny Kurier»
grzmi na kartele.
Tatuś to czyta. Tatuś ufa
(na obiad będzie lepsza zupa).
Tatuś się drze i pieni.
Dzieciny patrzą jak w cudaka!
I tak, pod wpływem «Poranniaka»,
rośnie w TATUSIU - LENIN.
I wszystko było już tak październikowo -
i podział dóbr miał być zrobiony sprawiedliwie...
Niestety! Tatuś ni stąd, ni zowąd
zatruł się szprotkami w oliwie.
Umarł.
Ja się nie śmieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz